Są filmy o rockowych zespołach jak „Wściekłość i brud" o Sex Pistols, które roztrząsają przyczyny upadku i śmierci członków. Są i takie jak „Metallica: Some Kind Of Monster", gdy panegiryk zmienia się w publiczną terapię.
„Kult. Film" Olgi Bieniek, do którego zdjęcia trwały kilka lat, prezentuje najpopularniejszy polski zespół w czasie, gdy największe napięcia ma już za sobą. Robi wrażenie starego dobrego małżeństwa, które poznało swoje wady, ale bez siebie żyć nie może. Ma ustalone hierarchie, niekoniecznie partnerskie, i zbyt wiele do stracenia, by ryzykować rozwód.
Na tylnej kanapie
Ponieważ działalność Kultu i piosenki w opasłych tomach opisali już Leszek Gnoiński, również współscenarzysta tego dokumentu, Wiesław Weiss i Rafał Księżyk, autorzy filmu zdecydowali się na pokazanie kulis życia podczas tournée.
O początkach krótko, za to soczyście, mówi gitarzysta Piotr Morawiec. Wszystko zaczęło się od spontanicznych prób, gdy na instrumentach grano rotacyjnie, a ponieważ Kazik nie wybrał żadnego, zaczął śpiewać. Z wielką satysfakcją poleca wszystkim to zajęcie, bo w przeciwieństwie do gitarzystów nie wydaje pieniędzy na zakup sprzętu, a jedyną inwestycję, jaką poczynił, było kupno mikrofonu w Ameryce, kiedy dolar był na dnie upadku i wart był dwa złote.
Oczywiście, nie tylko pieniędzmi wycenia się koszty ponoszone podczas pracy w zespole. Tym bardziej że koncerty Kultu trwają trzy godziny, wymagają energii i dobrej pamięci. To dlatego Kazik zapytany, kim byłby, gdyby nie został muzykiem, odpowiada, że kelnerem, który nie przeżywa tremy związanej z zapamiętaniem zamówionych dań.