Radiohead wypracował sobie tak mocną pozycję w świecie muzyki alternatywnej, że nawet najważniejsze biznesowe gazety świata od lat nie zamieściły ani jednego krytycznego słowa o zespole. Zespół Thoma Yorke,a oraz Jonny'ego Greenwooda, znanego również ze współpracy koncertowo-płytowej z Krzysztofem Pendereckim, jest więc muzyczną świętą krową.
Są powody. Żadna grupa nie sprzedała 30 mln albumów, grając na nosie grubym rybom show-biznesu. Rockowi intelektualiści z Oksfordu nagrali w 1992 r. balladę „Creep" i było to prawdziwe wejście smoka, mimo że okazała się plagiatem piosenki The Hollies. Potem zaskakiwało już wszystko. Album „OK Computer" (1997) stał się zapowiedzią gitarowo-elektronicznego brzmienia przyszłości, mocno depresyjnego, ale też towarzyszyło ono tekstom o alienacji.
A kiedy skończył się kontrakt z EMI, muzycy zdecydowali się na premierę „In Rainbows" (2007) w sieci za symboliczne „co łaska". Każda kolejna płyta ukazywała się online, na zasadzie dawnych techno party: anonsowana nagle. A i tak wszyscy chcieli brać udział w tym muzycznym święcie.
„A Moon Shaped Pool" poprzedziła premiera wideoklipu „Burn the Witch" w formie kukiełkowej animacji nawiązującej do dziecięcego serialu „Trumpton" z lat 60. Oto miasteczko przygotowuje się do tajemniczego wydarzenia, które nadzoruje sędzia. Objawia się zapowiedź ofiary w postaci skrwawionego jagnięcia, zaś Yorke śpiewa o czerwonych krzyżach na drewnianych drzwiach.
Znakomita jest muzyka – oparta na dynamicznie grających instrumentach smyczkowych, ożywcza, z mocnym beatem i basowym elektronicznym dopalaczem oraz rozjeżdżającymi się awangardowo partiami skrzypiec w refrenie. Finał zaskakuje: oto polityk, który przyjechał do miasteczka, by być świadkiem spalenia czarownicy, sam staje się jej ofiarą. Ku uciesze wszystkich mieszkańców.