Opera Belliniego nosi tytuł „I Capuleti e I Montecchi", co prowadzi nas do Szekspira, lecz nie jest to trop słuszny. Owszem, bohaterami są Romeo i Julia, ale historia została zaczerpnięta z XV-wiecznych włoskich tekstów, których słynny Anglik nie znał.
W tytule są zaś nazwiska dwóch rodów, a raczej wrogich obozów politycznych. Pokazane zdarzenia mają źródła w historii i choć na potrzeby opery zostały mocno przetworzone, układają się w opowieść o śmiertelnych sporach, niemożności porozumienia się i o tym, że polityczna zaciekłość prowadzi do tragedii jednostek.
Krystian Lada, Polak w Brukseli, gdzie był związany ze słynnym Theatre La Monnaie, dostrzegł w operze Belliniego temat niepokojąco aktualny dla Polski i dla Europy. Capuleti jest zwolennikiem rozwiązań siłowych, jego ludzie paradują w paramilitarnych mundurach, wkładanych jednak dopiero na miejscu zbiórki, noszą też broń. Romeo, przywódca Montecchich, dąży do zgody, chce wolności i nieskrępowanej swobody.
A zatem nacjonalizm kontra liberalizm? Po pierwszych scenach spektakl Opery Wrocławskiej można traktować jako obraz tego, co dziś zagraża nie tylko naszemu krajowi. Na szczęście Krystian Lada nie uległ pokusie łatwej aktualizacji.
Reżyser operuje skrótem, symbolem, a w części drugiej wręcz całkowicie zmienił klimat. Gdy Julia zapadła w letarg, a Romeo przy jej grobie wypija truciznę, Krystian Lada proponuje poetyckie przejście na drugą stronę świata. Tam, gdzie ziemskie konflikty już się nie liczą, a śmierć łączy kochanków na zawsze.