Samochód o napędzie na 4 koła, zaprojektowany i wyprodukowany w W. Brytanii zostanie pokazany w tym roku — podała brytyjska grupa należąca do Tata Motors. "Decyzja jest równoległa z planami znaczącej inwestycji w zakładzie w Solihull na wsparcie produkcji modeli Range Rover i Land Rover następnej generacji" — cytuje Reuter komunikat firmy.
To drugi model, który będzie powstawać w zakładzie uruchomionym oficjalnie w październiku; JLR zamierza dojść w nim do wypuszczania 200 tys. sztuk rocznie w 2020 r. Zakład w Nitrze wzniesiono z początkowym założeniem produkowania 150 tys. pojazdów rocznie, zaczął od przejmowania produkcji modeli Discovery.
Rząd w Londynie patrzył bardzo krzywym okiem na firmy wyprowadzające produkcję z kraju, ale sektor ostrzegał przed możliwymi zagrożeniami z powodu bezładnego wyjścia kraju z Unii. Zagrożenia — opóźnienia w dostawach podzespołów i gotowych aut, nowe procedury administracyjne przy odprawie celnej, konieczność ponownej homologacji i cło 10 proc. od nowych aut — zmusiły firmy samochodowe do sporządzania planów awaryjnych i nawet do chwilowego wstrzymywania produkcji. Termin brexitu przesunięto, ale firmy nadal nie wiedzą, co je czeka.
Brytyjskie firmy JLR, Mini, Rolls-Royce i Vauxhall wyprodukowały w 2018 r. 750 tys. pojazdów z łącznych 1,52 mln sztuk wraz z zagranicznymi firmami.
Perspektywa brexitu mocno zaszkodziła całemu sektorowi. Marzec był kolejnym dziesiątym miesiącem spadku produkcji, tym razem o 14,4 proc. do 126 195 samochodów — podała organizacja producentów i dealerów SMMT. Przewiduje ponadto, że całym roku będzie ich również mniej niż w 2018 r. — 1,36 mln wobec 1,52 mln, o ile Londynowi uda się zawrzeć z Brukselą umowę o okresie przejściowym. Jeśli nie, to W. Brytania będzie musiała dostosować się do reguł WTO w handlu z Unią, a wtedy produkcja zmaleje o 30 proc. do 1,07 mln sztuk, wracając do poziomu z połowy lat 80. — ocenia SMMT.