Przez wiele tygodni zarząd Icelandaira negocjował ze związkami zawodowymi zrzeszonymi w Icelandic Cabin Crew Association (FFI) długoterminowe porozumienie w sprawie układu zbiorowego. Celem nadrzędnym miało być zapewnienie rentowności przewoźnika, co z kolei przekładało się na gwarancje bezpieczeństwa dla miejsc pracy. Ale negocjacje utknęły w miejscu i 8 lipca Icelandic Cabin Crew Association odrzuciło wcześniej wynegocjowane porozumienie podpisane przez obie strony i zażądało otwarcia nowej rundy rozmów. Szybko jednak okazało się, że osiągnięcie porozumienia na nowych warunkach nie jest możliwe.

Czytaj także:  LOT odmraża kolejne trasy. Zacznie latać do Dublina 

Wtedy zarząd zaczął analizować możliwe warianty zapewnienia bezpieczeństwa pasażerom na pokładzie oraz szans na zapewnienie serwisu typowego dla tego przewoźnika. W efekcie zdecydowano, że od 20 lipca część pilotów zostanie skierowana na szkolenia, a serwis pokładowy zostanie ograniczony do minimum, zresztą ma być na takim poziomie, jak po uruchomieniu pierwszych lotów po pandemii COVID-19.

W ten sposób zarząd ma nadzieję zapewnić sobie czas na wydłużenie negocjacji z załogami, przy jednoczesnym normalnym wykonywaniu lotów. Tyle że dla personelu pokładowego nie jest to wymarzone rozwiązanie, bo pracodawca jednocześnie rozwiązał ze wszystkimi umowy o pracę i jest gotów do podpisania nowych kontraktów na innych warunkach. Zarząd Icelandaira nie ujawnił, jak długo zamierza utrzymać taką sytuację, informując jedynie, że ma to być „do czasu aż zostanie osiągnięte nowe porozumienie”.