Autorka „Wściekłości i dumy” niezmiennie pozostaje dla Polaków najbardziej wpływową postacią włoskiej kultury i publicystyki. Nie tylko za sprawą pośmiertnych przekładów jej książek, których od 2006 r. ukazało się siedem, w tym korespondencje, teksty autobiograficzne, powieść o rodzinnej historii oraz słynne wywiady ze światowymi przywódcami.
Pojawiła się również jako ważna postać w filmie Andrzeja Wajdy o Lechu Wałęsie z 2013 r. Rok później została bohaterką nagradzanego spektaklu „Apokalipsa” Michała Borczucha i Tomasza Śpiewaka w warszawskim Nowym Teatrze. Ostatnio, w listopadzie, w Teatrze Studio Ewa Błaszczyk poświęciła jej monodram „Oriana Fallaci. Chwila, w której umarłam”.
Cytuje ją i prawica, i lewica, bo słynną Włoszkę trudno zaszufladkować do jednej opcji. Na wszystko miała zdanie odrębne. Wolała je weryfikować osobiście, aniżeli kupować poglądy w pakiecie.
Denerwująca niezależność
Od rozpoczęcia kryzysu imigracyjnego w Europie na sztandary wzięli ją krytycy multikulturowej, otwartej polityki imigracyjnej. Jednocześnie prawica woli milczeć na temat jej tekstów poświęconych prawom kobiet, aborcji czy instytucjom religijnym. Bo Fallaci nadaje się do cytowania, ale tylko wybiórczego. Całościowo jest niestrawna dla wszystkich stron.
Jej niezależność denerwowała kolegów i koleżanki po fachu, którzy na przełomie lat 1975 i 1976 pokazali jej miejsce w szeregu, krytykując za artykuły na temat zabójstwa Piera Paola Pasoliniego. Opowiada o tym przetłumaczona właśnie jej książka „Pasolini. Niewygodny człowiek”. Niedługa, złożona z tekstów prasowych Włoszki oraz obszernego wstępu i posłowia wydawcy, które pozwalają rozeznać się w sytuacji i nastrojach połowy lat 70.