Dziesięć oddziałów, izba przyjęć, siedem poradni i zakład patologii Centrum Zdrowia Dziecka, 13 oddziałów, w tym szpitalny oddział ratunkowy w Szpitalu Specjalistycznym w Radomiu, a także dwa oddziały w Wojskowym Instytucie Medycznym w Warszawie – to tylko niektóre z kilkudziesięciu oddziałów w 18 placówkach zgłoszonych jako zagrożone brakiem dostępności do świadczeń medycznych.
Czytaj także: Lojalki lekarzy groźne dla pacjentów
Na Śląsku zagrożonych brakiem lekarzy jest aż 31 placówek, na Podlasiu 17, na Podkarpaciu i Opolszczyźnie – po 14. Niektóre oddziały, jak dolnośląski, wciąż podejmują decyzje w sprawie wpisania szpitali na listę.
Wszystko przez umowy lojalnościowe, które na początku września podpisali lekarze specjaliści. Z przepisów wynika, że jeśli zobowiążą się do dyżurowania tylko w jednym szpitalu publicznym, mogą liczyć na podwyżkę etatu do 6750 zł brutto.
Małe i duże
Choć eksperci przypuszczali, że na lojalki zdecyduje się niewielu lekarzy z tytułem specjalisty, podpisało je 15 585 medyków. Wydawało się, że zaszkodzi to głównie małym placówkom miejskim i powiatowym, w których na dyżurach dorabiali sobie lekarze na co dzień zatrudnieni w dużych ośrodkach wojewódzkich. Przed zagrożeniami związanymi z lojalkami ostrzegały resort zdrowia, Ogólnopolski Związek Pracodawców Szpitali Powiatowych i Polska Federacja Szpitali. Okazuje się jednak, że ucierpią również inne placówki – szpitale kliniczne, wojewódzkie i instytuty. Najbardziej lojalki zaszkodziły oddziałom leczącym dzieci. Wśród 127 placówek wymienionych na stronach oddziałów wojewódzkich NFZ jako zagrożone przewijają się oddziały pediatryczne i neonatologiczne. Zgłosiły je m.in. Szpital Specjalistyczny w Kościerzynie na Pomorzu, gdański Copernicus, szpital wojewódzki w Tarnobrzegu i stołeczny Szpital Bielański.