Ani w PiS, ani u zjednoczonej opozycji nie widać chęci odstąpienia od choćby części swoich racji w sprawie Trybunału Konstytucyjnego. A przecież kompromis z definicji zakłada, że każda ze stron sporu ustępuje. Politycy PO i Nowoczesnej stawiają rządowi zaporowe żądania, na które otrzymują od kilku tygodni taką samą odpowiedź. PiS nigdy nie zgodzi się na dyktat opozycji, a tak postrzegane są w partii rządzącej postulaty płynące każdego dnia ze strony politycznych oponentów.
Potwierdza to zresztą sam Jarosław Kaczyński, który w ostatnich dniach ruszył z osobistą ofensywą medialną, nie pozostawiając złudzeń, co jest według niego możliwe w kwestii Trybunału, a na co nigdy zgody nie będzie. Zdaniem prezesa PiS, po pierwsze, TK musi się wycofać z ostatniego orzeczenia, a następnie przyjąć ustawę autorstwa PiS, do której Sejm miałby uchwalić odpowiednią poprawkę. Po drugie, musi również obowiązywać 15-osobowy skład Trybunału, a co najmniej 13 sędziów musi uczestniczyć w orzekaniu. I po trzecie, mowy być nie może o publikacji ostatniego orzeczenia TK, które według prezesa PiS było działaniem sprzecznym z prawem i konstytucją.
Na to z kolei opozycja na pewno się nie zgodzi, bo zarówno dla PO, jak i Nowoczesnej oznaczałoby to oddanie w ręce PiS całkowitej kontroli nad tylko teoretycznie niezależnym od polityków Trybunałem.
I o to właśnie toczy się cały spór, choć oficjalnie nikt z polityków zarówno z prawa, jak i z lewa przyznać tego nie zamierza. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta: obie strony bardziej dbają o własne interesy niż o załagodzenie sporu (który, co obiektywnie trzeba przyznać, został wywołany nie przez PiS, lecz przez poprzedni rząd PO–PSL). Ponadto opozycji wojna o Trybunał jest na rękę także ze względu na wsparcie organizacji międzynarodowych, takich jak choćby Komisja Wenecka czy Komisja Europejska. Na rząd Beaty Szydło naciskają także Amerykanie, co jeszcze bardziej komplikuje sytuację partii rządzącej, z czego cieszą się zarówno w Platformie, jak i w ugrupowaniu Ryszarda Petru.
Z kolei dla PiS zgoda na kompromis w wersji, jakiej domaga się opozycja wspierana przez prezesa TK Andrzeja Rzeplińskiego, oznaczałaby nie tylko polityczną kompromitację, ale, co gorsza, zatrzymanie przez Trybunał „dobrej zmiany". A na blokowanie przez TK sztandarowych projektów rządowych, jak choćby 500+ czy ustawy medialnej, PiS nie może sobie pozwolić.