Ten plakat stał się symbolem upadku komunizmu. Przedstawiał Szeryfa jak z westernu; Gary Coopera ze znaczkiem Solidarności, ruszającego śmiało naprzód z kartką wyborczą w dłoni.
W rozmowie dla „Rzeczpospolitej” Tomasz Sarnecki mówił mi: „Byłem wtedy studentem warszawskiej ASP i na specjalizację wybrałem plakat w pracowni prof. Macieja Urbańca. Bardzo chciałem projektować ideowe plakaty, wyrażające tamten czas. Gdy zrobiłem kilka oryginałów projektu „W samo południe” usiłowałem nawet tym plakatem kogoś zainteresować, ale wszędzie powtarzano mi, że to zbyt „konfrontacyjne”. W końcu pomógł mi przypadek. Poprzez dziennikarkę Polskiego Radia Janinę Jankowską trafiłem do Henryka Wujca. I to on zdecydował, że będzie plakatem wyborczym. Wysłał projekt do drukarni związkowej we Francji. Dziesięciotysięczny nakład wylądował w Warszawie w nocy z 3/4 czerwca, a rano go rozklejono – tylko w Warszawie. Zwłaszcza na Nowym Świecie widok był piorunujący. Armia Gary Cooperów maszerowała na Dom Partii (dzisiejszą giełdę).
I dodawał, że wybrał Coopera, bohatera z hollywoodzkiej bajki, bo „walczący o wolność i sprawiedliwość, był postacią idealną. Działał na wyobraźnię ponad podziałami i granicami”.
Opowiadał, że podświadomie nawiązywał w tym plakacie także do zdjęcia swego dziadka (co uzmysłowił sobie później) - porucznika Janusza Sarneckiego , który walczył w obronie ojczyzny podczas kampanii wrześniowej 1939 i poległ w niemieckiej zasadzce w Śladowie nad Bzurą.
Grafik nie zgadzał się natomiast z często powtarzaną opinią, że inspirował go również plakat Mariana Stachurskiego do filmu „W samo południe” z lat 50. „... nie wiem kto to wymyślił. – twierdził. Wystarczy porównać projekty. Nic nie mają wspólnego z sobą. Tyle, że kino także było moją pasją, działałem w DKF-ie i robiłem afisze filmowe.”