Kurdowie tym razem z Asadem

Nagła zmiana sojuszu na północy Syrii grozi wybuchem wojny Turcji z reżimem w Damaszku.

Publikacja: 19.02.2018 17:54

Afrin 18 lutego. Uczestnicy pogrzebu bojowników i bojowniczek kurdyjskich poległych w starciach z ar

Afrin 18 lutego. Uczestnicy pogrzebu bojowników i bojowniczek kurdyjskich poległych w starciach z armią turecką

Foto: AFP

Jak wynika z wielu doniesień z północnej Syrii, walczący tam z wojskami tureckimi bojownicy YPG, czyli kurdyjskich Powszechnych Jednostek Ochrony, zawarli sojusz z prezydentem Asadem. Zgodnie z tym porozumieniem syryjska armia rządowa miałaby stanąć po stronie niedawnych wrogów we wspólnej obronie miasta Afrin, będącego stolicą północno-zachodniej prowincji Syrii o tej samej nazwie.

– Jesteśmy przygotowani na konfrontację z syryjskimi siłami rządowymi, jeżeli pojawią się w Afrin – oświadczył w poniedziałek Mevlüt Çavusoglu, szef tureckiej dyplomacji.

Prowincja Afrin jest od końca stycznia celem tureckiej ofensywy noszącej nazwę „Gałązka oliwna". Ankara pragnie wyprzeć zbrojne ugrupowania Kurdów i zapobiec umocnieniu się tam kurdyjskich władz z YPG. Tureckie czołgi zbliżają się już do miasta Afrin. Tym samym wzrasta prawdopodobieństwo wybuchu wojny syryjsko-tureckiej.

– Byłaby to  dramatyczna zmiana sytuacji. Trudno obecnie ocenić, czy rozpowszechnianie wiadomości o współpracy reżimu w Damaszku z bojownikami kurdyjskimi nie jest blefem mającym na celu zastopowanie ofensywy tureckiej – mówi „Rzeczpospolitej" Gunter Mulack, szef berlińskiego Instytutu Orientalnego i były ambasador RFN w Syrii.

Wkroczenie tureckiej armii do Syrii doprowadziło już do ostrego konfliktu z USA, gdyż YPG jest głównym sojusznikiem Waszyngtonu w walce z tzw. Państwem Islamskim (ISIS).  Bojownicy YPG to dla Turcji terroryści, którzy wspierać mają terrorystów z partii PKK, czyli Partii Pracujących Kurdystanu.

Turcja od czterech dekad prowadzi wojnę z PKK, która walczy o niepodległość tureckiego Kurdystanu. Konflikt pochłonął już prawie 50 tys. ofiar. Turcja pragnie zapobiec utworzeniu przez YPG na północy Syrii niezależnego państwa kurdyjskiego czy autonomii na wzór Iraku.

Nie jest jasne, co zrobi Waszyngton. Na pewno nie zamierza przyglądać się biernie rozwojowi sytuacji. Dał temu wyraz niedawno, masakrując rosyjskich najemników w Deir ez-Zor we wschodniej Syrii, którą to miasto opuścili bojownicy Syryjskich Sił Demokratycznych (YPG jest ich zasadniczym komponentem), udając się do zagrożonej prowincji Afrin. Rosjanie uznali, że to wymarzona okazja do opanowania tamtejszych złóż ropy i rafinerii.

– Nie można być całkowicie zaskoczonym współpracą YPG z reżimem Asada. W końcu Turcja jest dla syryjskich Kurdów większym zagrożeniem niż prezydent Syrii – mówi „Rzeczpospolitej" Nadim Shehadi, ekspert bostońskiej  Fletcher School of Law and Diplomacy. Jego zdaniem Ankara ma obecnie prawdziwy dylemat.

Z chwilą wybuchu wojny domowej w Syrii ówczesny premier Recep Tayyip Erdogan był zdecydowanym przeciwnikiem Asada i opowiedział się po stronie zbrojnej opozycji. W ostatnich latach zmienił zdanie i rozpoczął współpracę z Rosją i Iranem, wspierającymi zbrojnie Asada.

Turcja uczestniczy aktywnie w rosyjskiej inicjatywie pokojowej i była obecna na ostatniej konferencji w Soczi. 1,5 tys. delegatów uzgodniło tam powołanie 50-osobowej syryjskiej komisji konstytucyjnej, której zadaniem będzie opracowanie założeń przyszłej ustawy zasadniczej dla ogarniętego wojną domową kraju.

Realizacją ma się zająć Staffan de Mistura, specjalny wysłannik ONZ ds. konfliktu w Syrii. Mało prawdopodobne, aby coś z tego wyszło, gdyż współpracy odmawia zbrojna opozycja w Syrii.

– Rozwiązanie w Syrii jest możliwe jedynie pod egidą ONZ i pod warunkiem odsunięcia Asada od władzy – oświadczył amerykański sekretarz stanu Rex Tillerson, prezentując kilka tygodni temu amerykański plan zakończenia wojny w Syrii. Od tego czasu dużo się w Syrii zmieniło.

Wiele wskazuje na to, że Turcja nie zrezygnuje z „Gałązki oliwnej". Z drugiej strony prezydent Asad nie po to chroni YPG, aby mieć problem z kurdyjskim separatyzmem. Nowa sytuacja komplikuje jeszcze bardziej sytuację i tak już niezwykle zaplątaną.

Jak wynika z wielu doniesień z północnej Syrii, walczący tam z wojskami tureckimi bojownicy YPG, czyli kurdyjskich Powszechnych Jednostek Ochrony, zawarli sojusz z prezydentem Asadem. Zgodnie z tym porozumieniem syryjska armia rządowa miałaby stanąć po stronie niedawnych wrogów we wspólnej obronie miasta Afrin, będącego stolicą północno-zachodniej prowincji Syrii o tej samej nazwie.

– Jesteśmy przygotowani na konfrontację z syryjskimi siłami rządowymi, jeżeli pojawią się w Afrin – oświadczył w poniedziałek Mevlüt Çavusoglu, szef tureckiej dyplomacji.

Pozostało 85% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Konflikty zbrojne
Jak Rosja straciła bombowiec strategiczny? Ukraińcy twierdzą, że go zestrzelili
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Konflikty zbrojne
Zmasowany atak Rosji na obwód dniepropietrowski. Rośnie liczba ofiar
Konflikty zbrojne
"Jerusalem Post": Izrael wysłał jasny sygnał Iranowi. Cel nie był przypadkowy
Konflikty zbrojne
Iran: Eksplozje w pobliżu miasta Isfahan. Izrael przeprowadził atak
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Konflikty zbrojne
Izraelski minister po ataku na Iran pisze: "Słaby". Opozycja: Zawstydził Izrael