Na czele buntu przeciw reżimowi Aleksandra Łukaszenki stanęły Białorusinki, co budziło zachwyt. Ten czas minął. Niedawno niemiecka dziennikarka z lewicowej gazety, zajmująca się wschodnimi sąsiadami UE, napisała: „Jestem rozczarowana brakiem zainteresowania publicystek z kręgów lewicy i feminizmu Białorusią".

Brak zainteresowania nie ogranicza się do niemieckich publicystek. Europejscy politycy mogą się więc spokojnie zajmować innymi problemami. Wszyscy wiemy, że masowe protesty po sfałszowaniu w sierpniu wyborów przez Łukaszenkę doprowadziły do masowych represji. Były tortury, zabójstwa polityczne. Wiele tysięcy ludzi trafiło do więzień.  Wiemy też od lat, że skromne sankcje i krótkie czarne listy, a na takie kary wobec reżimu stać Unię Europejską, nie przynoszą efektów. Załóżmy, że Zachód metodami politycznymi więcej zrobić nie może. Ale może i powinien wesprzeć represjonowanych, tych, którzy z powodu uczestnictwa w protestach tracą pracę i środki do życia, rodziny więźniów politycznych i ofiar. Obiecał, że to zrobi, co pewnie niektórym Białorusinom dodało otuchy. To wsparcie jest jednak porażająco niskie. Jak obliczył Franak Wiaczorka, doradca liderki opozycji Swiatłany Cichanouskiej, Unia na represjonowanych i niezależne media przeznaczyła 3,7 mln euro.

Z Cichanouską sfotografował się już prawie każdy liczący się polityk z państw UE, przy okazji szepcząc jej, jak bardzo popiera walkę Białorusinów o wolność i demokrację. Gdyby za każdy wspólny występ brała tyle, co za wykłady dostają byli zachodni przywódcy gwiazdorzy, to zebrałoby się więcej.

Bunt przeciw Łukaszence nie odbywa się pod unijnymi flagami, jego hasłem nie jest: chcemy na Zachód, a nie pozostać na zawsze z Rosją. Protestujący Białorusini o nic Unii nie proszą. Wykazali się dojrzałością, wiedzieli, że postulat geopolitycznych zmian tylko wystraszy zachodnią opinię publiczną. Nie chcieli sprawiać kłopotu tym, którzy mieli szczęście znaleźć się w innym świecie. Tym bardziej powinniśmy wspierać finansowo poszkodowanych. Tych osamotnionych bohaterów. To nie może się skończyć na garści euro.