Zarówno Andrzej Duda, jak i Prawo i Sprawiedliwość zdają sobie sprawę z tego, że utrzymanie Pałacu Prezydenckiego jest kluczowe dla skutecznego rządzenia. Takie głosy daje się słyszeć z Kancelarii Prezydenta i z siedziby PiS przy Nowogrodzkiej. Jednak poza głosami nie dzieje się nic. Partia rządząca zajęta jest powyborczymi porządkami i na razie do kampanii prezydenckiej nie ma za bardzo głowy. Obserwując jej posunięcia, można nawet postawić tezę, że usiłuje prezydentowi utrudnić zadanie. Podjęcie decyzji w sprawie ustawy o zniesieniu limitu 30-krotności składek ZUS – o ile oczywiście ustawa przez parlament przejdzie – będzie dla Andrzeja Dudy trudne. Albo podpadnie przedsiębiorcom, albo rodzimej partii. Tak źle i tak niedobrze.

Ale dziś kontrkandydat Andrzeja Dudy jest bytem wirtualnym. Chęć startu w wyborach deklarują wprawdzie szef PSL Władysław Kosiniak-Kamysz i Małgorzata Kidawa-Błońska (wicemarszałek Sejmu z Platformy Obywatelskiej), ale to jak na razie tylko chęci. Mało prawdopodobne, by któreś z nich było wspólnym kandydatem całej opozycji. A idąc w pojedynkę, mogą dać Andrzejowi Dudzie szansę na zwycięstwo w pierwszej turze.

Kandydat obywatelski niezwiązany z żadną formacją polityczną? Z sondażu, który dziś prezentujemy na łamach „Rzeczpospolitej", wynika, że Polacy byliby „za". Bądźmy realistami i stańmy twardo na ziemi. Niezależnego kandydata nie ma i nie będzie. Zawsze w mniejszym lub większym stopniu będzie kojarzony z jakąś stroną politycznego sporu. Uzgodnienie jednego nazwiska wymagałoby szerokiego konsensusu. Ten jednak wydaje się niemożliwy do osiągnięcia. Z optymizmem można się pożegnać, patrząc choćby na to, co dzieje się wewnątrz zajętej sobą Platformy Obywatelskiej.

Sytuacja sprzed pięciu lat, gdy w ciągu kilku miesięcy PiS udało się wypromować nikomu nieznanego kandydata, już się nie powtórzy. Polacy drugi raz nie połkną też haczyka z nikomu nieznanym kandydatem z czarną teczką. Więc faktycznie wszystko na razie wskazuje na to, że Andrzej Duda może spać spokojnie.