Arytmetyka jest bowiem nieubłagana. Jeśli uznać, że w wyborach stanęły przeciw sobie dwa obozy – prawicowo-PiS-owski oraz anty-PiS-owski, widać wyraźnie, że ten pierwszy zdobył więcej głosów. Prawo i Sprawiedliwość otrzymało 8 mln głosów, Konfederacja 1,2 mln, zaś Lewica, Koalicja Obywatelska i Polskie Stronnictwo Ludowe dostały łącznie niecałe 9 mln.

Nie można wprost tego przekładać na wybory prezydenckie, ale uznać raczej za punkt wyjścia do analizy. Oba bloki w drugiej turze mogą liczyć więc na mniej więcej 9 mln głosów. Zdarzyć się więc może wszystko, a zadecydują ci, którzy są pomiędzy. Kto zbierze ich głosy, ten wygra wybory – czy będzie to Andrzej Duda, czy kandydat opozycji.

Donald Tusk do takiej roli się nie nadaje. Może on świetnie mobilizować przeciwników Andrzeja Dudy, ale wątpliwe, czy będzie w stanie dla opozycji pozyskać centrum. Z przedwyborczych badań Sławomira Sierakowskiego i Przemysława Sadury wynikało, że nawet wyborcy PiS nie chcą, by ta partia dostała w Polsce władzę absolutną. Chcą więc, by PiS rządziło, ale by coś limitowało jego władzę. To właśnie tym mechanizmem można wytłumaczyć fakt, że PiS dostało gorszy wynik, niż wskazywały sondaże – niektóre dawały mu nawet 48 czy 50 proc. głosów. Dostało jednak tylko 43 proc. Jest więc możliwe, że kilka procent wyborców wiedząc, że PiS i tak wygra, postanowiło ograniczyć to zwycięstwo, oddając swe głosy na PSL czy Konfederację. I to właśnie ci wyborcy wydają się kluczem do wyborów prezydenckich. Kandydat kojarzony z lewicą czy nurtem ostro anty-PiS-owskim z pewnością ich nie przyciągnie. Opozycja potrzebuje kandydata, który nie byłby anty-Dudą, lecz Dudą+. A więc kogoś, kogo poprze lewa część opozycji, ale do którego odrazy nie będą czuć potencjalni wyborcy obecnego prezydenta. Kandydat anty-Duda miałby szanse, gdyby niechęć do PiS miała moc na tyle jednoczącą, by wygrać.

Jednak wynik wyborów europejskich i parlamentarnych pokazuje, że sama tylko krytyka PiS nie wystarczy. Oczywiście do wiosny się to może jeszcze zmienić, ale na dziś gotów jestem zaryzykować tezę, że opozycja może wygrać z Dudą, tylko znajdując kandydata kojarzonego z konserwatywnym skrzydłem opozycji, którego poprze lewica (przecież nie będzie miała wyjścia, bo trudno jej będzie zagłosować za Dudą), ale który ma szanse przyciągnąć wyborców z centrum.

Nazwisko jest sprawą drugorzędną. Jeśli opozycja chce rzucić rękawicę Andrzejowi Dudzie, powinna najpierw przeprowadzić analizę, jaki kandydat miałby szansę z nim wygrać, a dopiero potem szukać konkretnej osoby. Wiara w magię nazwiska Tuska może się okazać ślepą uliczką.