Żadne rozwiązanie nie jest tu dobre. Wojna handlowa, jaką wypowiedział Berlinowi Donald Trump, może łatwo uderzyć rykoszetem w polską gospodarkę, która w znacznym stopniu opiera się na dostawach komponentów dla niemieckich koncernów eksportujących do Ameryki swoje wyroby, w szczególności samochody.

To właśnie polityka amerykańskiego prezydenta w znacznym stopniu pcha Angelę Merkel w ramiona Władimira Putina. Determinacja kanclerz, by dokończyć budowę gazociągu Nord Stream 2, powoduje, że jej polityka także jest sprzeczna z racją stanu naszego kraju. Stawia pod znakiem zapytania trzy lata twardej postawy Niemców wobec Kremla, dzięki którym udało się utrzymać unijne sankcje po aneksji Krymu. To może się okazać decydującym ciosem w ukraińską suwerenność.

Po II wojnie światowej integracja europejska stała się możliwa, bo chciała jej Ameryka. Teraz nie wiadomo, jak Unia Europejska przetrwa narastający konflikt między Waszyngtonem i Berlinem. Już widać, że ma z tym poważne trudności. W czasie sobotniego spotkania Merkel – Putin w Mesebergu okazało się, że dla Niemiec znacznie skuteczniejszym partnerem w rozwiązaniu kryzysu migracyjnego może być nie Wspólnota, ale Rosja. Ale jednocześnie niemiecka kanclerz, która tyle razy apelowała w imię europejskiej solidarności o przyjęcie przez inne kraje członkowskie uchodźców, sama odrzuciła europejską solidarność, gdy przyszło do robienia z Kremlem energetycznych interesów.

Od trzech lat Polska, po części z własnej winy, jest w ostrym konflikcie z Brukselą i niektórymi krajami starej Unii m.in. o praworządność. Teraz nasza dyplomacja będzie miała jeszcze bardziej pod górkę. Pierwszym testem dla niej może już wkrótce okazać się stosunek Warszawy do sankcji za udział w budowie Nord Stream 2, jakie na niemieckie firmy może nałożyć Ameryka. Każdy błąd może słono kosztować nasz kraj.