Nauczycielskie związki zawodowe – tak jak zapowiadały – rozpoczęły bezterminowy strajk. Związek Nauczycielstwa Polskiego jeszcze kilka dni temu twierdził, że do akcji przystąpi blisko 80 proc. szkół. Resort edukacji podał w poniedziałek rano, że zrobiło to niespełna 50 proc. placówek. Rząd twierdzi, że złożona nauczycielom oferta – m.in. podwyżki uposażeń – wyczerpuje ich żądania i jest najlepszą z możliwych. Związkowcy odrzucają propozycję i twierdzą, że jest nie do przyjęcia. Uczniowie zostali w domach, część rodziców wzięła wolne. Rozmowy niby trwają, ale każdy okopał się na swojej pozycji i za nic nie chce ustąpić. Rządzący winą obarczają związkowców, związkowcy rządzących. Koło się zamyka. Pat trwa.

O wyższe zarobki nauczyciele walczą od niemal 30 lat. Co jakiś czas grożą połamaniem kredy i odejściem od tablicy. Narzekają, że aby związać koniec z końcem, muszą pracować na dwóch etatach i dorabiać korepetycjami. Od 1989 r. trwa permanentna reforma systemu szkolnictwa. Nie było chyba rządu, który nie dołożyłby do niej swojej cegiełki. Jedni tworzą gimnazja, inni je likwidują. Jedni obniżają wiek obowiązku szkolnego, inni go przywracają. Do tego samorządy, które są dla szkół organami prowadzącymi, narzekają, że administracja centralna zrzuca na nie zbyt dużo obowiązków, ale na ich realizację nie daje wystarczających środków. Chaos trwa.

W tym wszystkim są jeszcze uczniowie, o których dobro wszyscy ponoć dbają, i ich zdezorientowani rodzice. Niezliczone testy, przepychanki z niedouczonymi nauczycielami, którzy udają, że pracują. Ale też radość i zadowolenie z tych, którzy angażują się w swoją pracę. Nieustanny niepokój o poziom edukacji, o to, czy w wymarzonej szkole znajdzie się miejsce dla dziecka itd. Strach trwa.

Dziś każdy ma swoje racje. I nauczyciele, i rząd, i rodzice. Ale każdy usiłuje przeciągnąć wózek na swoją stronę. Na argumenty jednej strony druga ma całą garść kontrargumentów. Tymczasem gołym okiem widać, że polska szkoła, cały system edukacji, sposoby jego finansowania, wynagradzania i oceny pracy nauczycieli wymagają gruntownej przebudowy. Nie da się tego zrobić, prowadząc nieustającą wojnę. Potrzebny jest dialog i swego rodzaju okrągły stół dla edukacji. Szantażem nie da się niczego załatwić, bo szantaż zawsze kończy merytoryczną dyskusję i wprowadza ją na poziom emocji, z których trudno się później wyrwać.

Na problem konfliktu, który jest nieodłącznym elementem naszego życia, zwrócił swego czasu uwagę papież Franciszek. W adhortacji apostolskiej „Evangelii gaudium" z 2013 r. pisał, że można konflikt przyjąć, rozwiązać i przemienić „w ogniwo nowego procesu". Innymi słowy, może on stać się początkiem nowej drogi, bo trudno „zbudować prawdziwy pokój społeczny ze złamanymi sercami, które rozpadły się na tysiąc kawałków". Rozpoczęcia takiego nowego procesu potrzebujemy. Wszystkie strony tego konfliktu muszą to jednak zrozumieć. A z tym może być niestety problem.