To żmudne, niewdzięczne zadanie dla ludzi niefunkcjonujących w rytm kadencji i wyborów. Ale uzależnieni od elektoratów też muszą wziąć na siebie odpowiedzialność za przyszłość wzajemnych stosunków. I nie chodzi tylko o odklejenie się od kont w mediach społecznościowych.

Jakie jest najważniejsze zadanie dla strony polskiej? Trzeba uzyskać jak największe poparcie społeczne dla prostego w sumie stwierdzenia: że nie wszyscy Polacy wyszli z drugiej wojny czyści jak łza. Byli tacy, co uczestniczyli w zabijaniu Żydów. Z prawie 3 milionów zamordowanych polskich Żydów wiele tysięcy to ofiary polskich sąsiadów – zabójców czy szmalcowników. Podawane liczby wahają się od kilkudziesięciu tysięcy do ponad 200 tysięcy. To dużo, nie wolno o tym milczeć i zapominać. Ale nie są to ofiary państwa polskiego ani narodu. Nie mówiąc już o tym, że w tej arytmetyce śmierci Polacy wypadają lepiej niż wiele społeczeństw zarówno w Europie Środkowo-Wschodniej, jak i Zachodniej.

Co można poradzić stronie izraelskiej? Jedno: refleksję. Przekazy rodzinne o złych Polakach to wynik tego, że to wśród Polaków, w śmiertelnym lęku, przetrwali ich przodkowie. Ponad 2,5 miliona polskich Żydów, którzy wpadli w ręce Niemców i ich kolaborantów, nie mogło opowiedzieć dzieciom i wnukom o swoich niepolskich traumach, bo zostało zamordowanych. Poza tymi z nielicznych, choć nagłośnionych, list Schindlera. To jest upiorne dziedzictwo nazistowskich Niemiec.

Jest spore ryzyko, że przed tym przeoraniem sposobu myślenia stosunki między naszymi krajami nie będą już takie jak w ostatnich dekadach. To skutek wypowiedzi ministra spraw zagranicznych Izraela, przypisującego całemu narodowi przechodzący z pokolenia na pokolenie antysemityzm. Rasizm głoszony publicznie przez szefa dyplomacji to wielka rzadkość. We współczesnym Izraelu już się to zdarzało – ministrowi Awigdorowi Liebermanowi. Ale nie uderzało w Polskę. Teraz można się spodziewać zmiany postrzegania przez Polaków tych, w których uderzano wcześniej – Palestyńczyków czy, szerzej, Arabów. W ten sposób Polska upodobniłaby się do krajów Europy Zachodniej, których społeczeństwa są zazwyczaj krytyczne wobec poczynań Izraela na Bliskim Wschodzie.

Trudno sobie też wyobrazić, by rząd Polski nadal, wbrew stanowisku zdecydowanej większości państw, popierał Izrael w kluczowych dla niego głosowaniach w Unii Europejskiej i ONZ. Bo opinia publiczna istnieje nie tylko w Izraelu, ale i w Polsce, w obu krajach są wybory, nie tylko w tym roku. Czeka nas wiele wstrząsów, ale nie ma innego wyjścia. Trzeba zacząć przeorywanie.