Szułdrzyński: Kaczyński może spokojnie patrzeć

Ktokolwiek zwycięży w starciu Jarosława Gowina z Adamem Bielanem, odniesie sporo ran, a osłabiony będzie dla prezesa PiS łatwiejszy do zwasalizowania.

Aktualizacja: 16.02.2021 10:36 Publikacja: 15.02.2021 19:08

Prezes PiS Jarosław Kaczyński

Prezes PiS Jarosław Kaczyński

Foto: Fotorzepa/ Jerzy Dudek

Konflikt w Porozumieniu – choć początkowo był planowany na blitzkrieg – zaczyna przypominać wyniszczającą wojnę pozycyjną. Z jednej strony stronnicy Adama Bielana, który uważa, że wygasła kadencja Jarosława Gowina, gotowi są na sądową batalię, a ta może potrwać długo. Z drugiej gowinowcy postanowili zmusić Prawo i Sprawiedliwość do określenia się, kogo uważają za koalicjanta – Bielana i jego czterech posłów, czy też Gowina dysponującego w Sejmie trzynastoma głosami. Testem dla PiS miał być wniosek o odwołanie członków rządu należących do frakcji Bielana, wyrzuconych z partii przez frakcję Gowina.

Tyle tylko, że PiS wcale nie musi się spieszyć. Jarosławowi Kaczyńskiemu znacznie bardziej na rękę jest patrzeć, jak Gowin i Bielan wykrwawiają się w przedłużającym się konflikcie. Ktokolwiek w nim wygra, odniesie sporo ran, a osłabiony będzie dla prezesa PiS łatwiejszy do zwasalizowania.

O co w istocie toczy się spór? O podmiotowość Porozumienia. Dla Gowina była ona zawsze priorytetem. Uważał, że tylko dysponując własnymi strukturami partyjnymi, mając własnych stronników, może liczyć się jako partner dla Kaczyńskiego.

I właśnie dlatego ten ostatni autoryzował akcję

Bielana – by pozbyć się krnąbrnego Gowina, nie tracąc przy tym Porozumienia. List Adama Bielana

do członków Porozumienia, w którym tłumaczy swoje racje i oskarża Gowina, że już dawno zdradził Zjednoczoną Prawicę, której rządy są błogosławieństwem dla Polski, wbrew tytułowi wcale nie jest adresowany do partyjnych kolegów. Adresowany jest do prezesa PiS, by wiedział,

że może na niego liczyć.

W przeciwieństwie do Bielana, który niewiele ryzykuje, bo zawsze będzie mógł startować z list PiS, stawka, o którą gra Gowin, jest bardzo wysoka.

Dziś może liczyć na lojalność 12 posłów.

Wie jednak, że obecny układ nie dotrwa do wyborów w 2023 r. Nawet jeśli odbędą się one wcześniej, nie będzie mógł liczyć na zapisany w umowie koalicyjnej wspólny start w ramach list Zjednoczonej Prawicy.

To zaś oznacza, że zmuszony będzie nie tylko szukać podmiotowości, ale też myśleć o jakimś nowym politycznym bycie, nowej centroprawicy (o której tworzenie oskarża go zresztą w liście Bielan).

Konflikt w Porozumieniu – choć początkowo był planowany na blitzkrieg – zaczyna przypominać wyniszczającą wojnę pozycyjną. Z jednej strony stronnicy Adama Bielana, który uważa, że wygasła kadencja Jarosława Gowina, gotowi są na sądową batalię, a ta może potrwać długo. Z drugiej gowinowcy postanowili zmusić Prawo i Sprawiedliwość do określenia się, kogo uważają za koalicjanta – Bielana i jego czterech posłów, czy też Gowina dysponującego w Sejmie trzynastoma głosami. Testem dla PiS miał być wniosek o odwołanie członków rządu należących do frakcji Bielana, wyrzuconych z partii przez frakcję Gowina.

Komentarze
Sprawa ks. Michała O. Zła nie wolno usprawiedliwiać dobrem
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Dlaczego Rafał Trzaskowski nie zjadł świerszcza, czyli kto zyskał na warszawskiej debacie
Komentarze
Polski generał zginął pod Bachmutem? Jak teorie spiskowe mogą służyć Rosji
Komentarze
Bogusław Chrabota: Polacy nie chcą NATO w Ukrainie. Od lat jesteśmy trenowani, by się tego bać
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Ziobro, Woś, Pegasus i miliony z Funduszu Sprawiedliwości. O co toczy się gra?