Niby wszystko jest pięknie. Na każdym kroku słychać, że relacje polsko-amerykańskie są wspaniałe, że jesteśmy najważniejszym partnerem Stanów Zjednoczonych w Europie, że wspólnie troszczymy się o bezpieczeństwo nie tylko naszego regionu, ale także całego świata. Pięknie.

Jednocześnie amerykański sekretarz stanu Mike Pompeo wzywa Polskę, by rozwiązała kwestię restytucji mienia ofiar Holokaustu, a dziennikarka Andrea Mitchell z telewizji MSNBC w relacji z Warszawy mówi, że w 1943 roku Żydzi „walczyli przeciw polskiemu i nazistowskiemu reżimowi". Protestują komentatorzy i internauci, Instytut Pamięci Narodowej wzywa do przeprosin i grozi pozwem. Polska ambasada w USA przypomina z nutką ironii – tylko w mediach społecznościowych – że powstanie w getcie było przeciwko Niemcom. Uśmiechy z ust dyplomatów nie znikają.

A przecież słowa amerykańskiej reporterki to kolejny dowód na to, że mimo przeróżnych wysiłków i ubiegłorocznej wielkiej awantury o nowelizację ustawy o IPN przekonanie o tym, że Polska jest współwinna Zagładzie, jest na świecie silne. Na nic zdają się jednorazowe akcje edukacyjne. Potrzebna jest wielka kampania o ogólnoświatowym zasięgu. Potrzebne są takie procesy jak ten, który właśnie wygrała ze swoim byłym niemieckim pracodawcą, deklarującym chęć „zabicia wszystkich Polaków", Natalia Nitek-Płażyńska. Tymczasem Polska Fundacja Narodowa – powołana przecież do tego, by bronić dobrego imienia Polski – śpi. Doskonałą okazję do tego, by przypomnieć światu naszą historię – a taką przecież była 100. rocznica odzyskania niepodległości – zmarnowaliśmy. Cóż bowiem z tego, że w Rejs Niepodległości na Światowe Dni Młodzieży do Panamy popłynął „Dar Młodzieży"?

Cieszymy się z tego, że klepią nas po plecach. Nie widzimy jednak, że drugą ręką wbijają nam pod żebra nóż. Pozwalamy na to, by szargali naszą godność, i siedzimy cicho, bo przyjaciel gotów się obrazić i zabrać zabawki do innej piaskownicy. Nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz.