Prezydent Andrzej Duda postanowił na finiszu kampanii wyjść z polityczną inicjatywą. Ostatnie dni nie były dla niego najlepsze. Najpierw kontrowersyjna sprawa ułaskawienia, która sprowokowała głowę państwa do ostrej antyniemieckiej szarży, a potem tłumaczenie własnych słów dotyczących obowiązkowych szczepień sprawiały, że prezydent, zamiast iść naprzód, kampanijnie buksował. Zaproszenie dla polityków PSL, Koalicji Polskiej i Konfederacji ma w zamyśle sztabowców to zmienić. Prezydent chce zainicjować „wielką koalicję polskich spraw” i siąść po 12 lipca do stołu z różnymi środowiskami, aby rozmawiać. Z pewnością jest to strategia wynikająca z badań elektoratu pozostałych kandydatów z pierwszej tury, mająca ich zachęcić do zagłosowania na Andrzeja Dudę albo chociaż do pozostania w domu i niegłosowania na Rafała Trzaskowskiego. Może to jednak znaczyć, że pozostałe środki kampanijne nie przyniosły oczekiwanego rezultatu i Duda postawił wszystko na jedną kartę.

Ruch jest więc przemyślany, ale też ryzykowny. Powstaje bowiem pytanie o wiarygodność prezydenta Andrzeja Dudy w proponowaniu szerokiej koalicji. Po pierwsze, decyzje o kształcie obozu rządzącego podejmuje nie on, lecz Jarosław Kaczyński, który jest realnym przywódcą rządzącej koalicji. I choć Kaczyński nie pojawia się w tej kampanii wyborczej zbyt często, to on jest tutaj szefem.

Po drugie, Duda nie brzmi zbyt wiarygodnie jako herold narodowego pojednania. To on był jednym z najbardziej ofensywnych i agresywnych polityków podczas tej kampanii. To on atakował kolejne grupy, to on a to wygrażał Niemcom, a to rozpoczynał kampanię przeciw LGBT. W tej kampanii Duda niósł miecz, a nie gałązkę oliwną. I zapewne wyszło to też z badań jego sztabowcom – to może być cecha, która umiarkowanych wyborców od Andrzeja Dudy odpycha. Stąd na ostatniej prostej próba zmiany swojego wizerunku. Tyle że w tej kadencji sporo było takich przemian. Raz prezydent zapowiadał odbudowę narodowej wspólnoty, by później grzmieć, że trzeba oczyszczać z brudów polski dom, wygrażał tym, którzy w obcych językach chcą nam mówić o polskim ustroju, odwoływał się do jedności, a potem znów ostro atakował sędziów. Emocje to ludzka rzecz, sęk w tym, że często wiecowy nastrój ponosił Dudę i ten rozpoczynał krucjaty przeciwko kolejnym grupom zawodowym i społecznym.

Ale to wyborcy ostatecznie rozstrzygną w niedzielę, czy wierzą prezydentowi Andrzejowi Dudzie, czy chcą przez najbliższych pięć (a na pewno przez trzy – do kolejnych wyborów parlamentarnych) jeszcze więcej tego samego, co znają od 2015 roku, czy też będą chcieli wprowadzić do polskiego systemu korektę i powiedzą za Rafałem Trzaskowskim – który od początku uczynił ten slogan swym hasłem – „mamy dość”.