Zanosiło się i w końcu wybuchło. Zagrzmiało, grzmotnęło i się od razu rozpadało na tysiąc opinii, wątpliwości i analiz. A i tak nikt nie wie, czy dla KO to lepiej, że Małgorzata Kidawa-Błońska została zmuszona do rezygnacji z kandydowania. Czy to strata dla PiS? Czy dla jej rywali, którym wygodniej byłoby się ścigać o II turę z dołującą w sondażach byłą marszałek? Do gry na drugą połowę ma być wysłany kandydat rezerwowy, z nowymi siłami i pomysłami. Czasem taka dobra zmiana odmienia losy meczu. Ale jeśli trener się pomyli i wyśle na boisko nie tego, co trzeba, to przegrana jest pewna, nawet i 9:0.

Liberalna kandydatka zaczynała wyścig z niezłym kontem punktowym, zbliżonym do poparcia dla całej KO. Nominowana przez Grzegorza Schetynę, stała się dobrem posagowym nowego przewodniczącego, Borysa Budki. To była pierwsza niesprzyjająca okoliczność. Przez cały czas trwania targów o przewodnictwo w PO sztab kandydatki nie działał, partia jej nie wspierała, skupiona na sobie, a wśród wyborców narastało przekonanie, że tak naprawdę została odesłana na boczny tor niczym niepotrzebna już prezydencka salonka. Kidawa-Błońska nie chciała się angażować w tamtą rozgrywkę, ale „bycie ponad” jeszcze nikomu nie przyniosło w polityce sukcesu. W sprawie wojny z PiS forsowała hasło bojkotu, co postawiło ją poza nawiasem. A jej własna partia nie była w stanie zaproponować innej sensownej strategii. Opowieść o tym, że to kandydatka osobiście zatrzymała wyborczy walec PiS nie trzyma się przecież elementarnej logiki. Skoro jednak PO nie potrafiła w odpowiedni sposób zbudować wizerunku swojej kandydatki, to skąd miałaby się brać wiara w to, że uczyni zwycięskim jej następcę?

PiS zachowuje się tak jak zwykle: bez wahania usuwa z boiska kontuzjowanych zawodników, takich jak Jacek Sasin, i wpuszcza do gry nowych – jak Jadwiga Emilewicz. Czy pani wicepremier mówi co innego niż pan wicepremier? Nie bardzo. Ale na pewno mówi z większym wdziękiem. I nie chodzi o to, że jest kobietą, tylko o to, że politycznie plasuje się bardziej w środku sceny i nie należy do pisowskiej dywizji twardogłowych. Ale czy to znaczy, że nie umie uzasadnić kolejnych ekspresowych obrad nad kodeksem wyborczym? Ależ skąd! W politycznej dialektyce i propagandzie radzi sobie świetnie, niczym najlepsza uczennica prezesa.

PiS próbuje być miły >A4