W sobotę rano środowiska liberalne połączyły siły – Nowoczesna i Platforma ogłosiły wspólny start w jesiennych wyborach parlamentarnych oraz połączenie klubów – oba te ruchy to raczej potwierdzenie stanu faktycznego, niż nowa zmiana. Grzegorz Schetyna ogłosił otwarcie się na nowe pokolenia, zaś Rafał Trzaskowski wygłosił niezłe, centrowe przemówienie o konieczności tolerancji wobec mniejszości z jednej strony, ale też szacunku dla tych, dla których ważna jest tradycja. Wszystko to jednak przyćmiła późniejsza parada równości. I to właśnie ona pokazała, na czym polega pułapka, w jakiej znalazła się liberalna opozycja.

Ten sam Trzaskowski bowiem prowadził paradę, podczas której po raz kolejny doszło do wydarzenia, które większość osób wierzących odbiera jako parodię liturgii mszy świętej, w mediach społecznościowych zaś można było wysłuchać młodzieńca, wyrażającego nadzieję, że Polska będzie normalna, gdy „stare k...y głosujące na PiS wymrą". Biorąc pod uwagę fakt, że w ostatnich wyborach na PiS głosowało 45 proc. wyborców, trzeba będzie czekać aż wymrze naprawdę spora część populacji.

Dowiedz się więcej: "Msza" na Paradzie Równości. Episkopat: Bluźnierstwo

Opozycja wpadła w pułapkę, którą sama zastawiła na PiS. Krytykując prezydenta Dudę za to, że szedł wspólnie z narodowcami w marszu 11 listopada, dziś opozycja musi się liczyć, że „msze" wielebnego Szymona Niemca czy wypowiedzi krewkich przeciwników PiS będą szły na jej konto. Jeśli opozycja od takich zachowań jednoznacznie się odetnie, straci wiarygodność wśród środowisk LGBT z powodu uległości wobec tradycjonalistów. Jeśli jednak się nie odetnie – słowa Trzaskowskiego, że należy szanować wrażliwość osób wierzących, okażą się puste.

Można zrozumieć moralne racje stojące za decyzją, by nie opowiadać się po żadnej stronie sporu kulturowego w Polsce. Ale politycznie jest to niewykonalne.