Zwrot, którego użyła, by zakończyć wystąpienie podczas nocnej debaty w Sejmie, posłanki PO, Krystyny Skowrońskiej – „mam dużo cierpliwości do takich blondynek, jak pani”, jest nie tylko niegrzeczny, ale także odwołuje się do wszystkich możliwych stereotypów związanych z płcią, głupawymi dowcipami o blondynkach i seksizmem. 

A przecież w życiu kobiety kolor włosów rzadko kiedy jest wartością stałą. I pani wicemarszałek z PiS może kiedyś zamarzyć o platynie albo piasku pustyni. I jak się będzie czuła, jeśli koleżanka z PO zacznie jej z tego powodu docinać?

I w końcu – czy w taki sam sposób Beata Mazurek odezwałaby do np. minister Beaty Kempy? Czy koleżanka z list do Parlamentu Europejskiego jest blondynką innego rodzaju? Ma inny odcień na włosach? Czy może jednak chodzi o coś innego?

Wiadomo, że kiedy nie wystarcza argumentów merytorycznych, władza, czy choćby tymczasowy zarządzający sejmowym mikrofonem, sięgają do argumentów ad personam. To nie jest ładna praktyka, ale jeśli już w ferworze politycznych i sejmowych potyczek się po nią sięga, to trzeba umieć to robić. Z dowcipem i inteligentną złośliwością. To wydaje się jednak nie być domeną polityków PiS, niezależnie od koloru włosów i płci.