Podobna sytuacja miała miejsce podczas niedawnej wizyty pary prezydenckiej w Sydney. Słowo „konstytucja” wykrzyczane było w stronę prezydenta i Pierwszej damy w liceum w Gdyni. Tam próbowała delikatnie ściągnąć małżonka ze sceny, by nie narażać się na okrzyki młodzieży. Są one zapewne tak silnym przekazem, że skłaniają Agatę Dudę do reakcji obronnych.

Obóz Zjednoczonej Prawicy stara się wszystko obrócić w żart. - Podoba mi się to zachowanie pani prezydentowej. To jest dobra odpowiedź na te happeningi, które totalna opozycja urządza nie tylko w Polsce. Należy do tego podchodzić z uśmiechem, z humorem, a na pewno nie przejmować się nimi jakoś szczególnie – mówił w czwartek Jacek Sasin programie Wirtualnej Polski. To tłumaczenie nie brzmi jednak prawdopodobnie, bo prezydentowa mimo wielkiej okazywanej ekspresji, nie wyglądała na ucieszoną.

Problem jest poważny. Tu chodzi o odporność na wyrażanie poglądów przez obywateli myślących inaczej niż polityk przeciw któremu protestują. Brak takiej odporności jest groźny, bo jeśli ciężko się znosi takie sytuacje, to sposób ich uniknięcia jest tylko jeden: twardy zakaz. A zakaz wyrażania poglądów, to koniec demokracji.

 

Jestem przekonana, że pani prezydentowa o tym wie. W dodatku nie jest politykiem, tylko nauczycielką. Przyzwyczajona jest do innych standardów postępowania: w klasie można wstawić jedynkę albo odesłać pyskatego delikwenta do dyrektora. W polityce nie, tu twarz trzeba utrzymać kamienną. Może więc dlatego – o czym donoszą media – Pierwsza Dama tęskni do krakowskiego liceum. Podczas wrześniowych jubileuszowych obchodów w swojej szkole, powiedziała nawet żartem, że pewnie szybko do niej wróci. Ten żarcik może okazać się jednak proroczy, jeśli para prezydencka nie zacznie sobie lepiej radzić z trudnym słowem „konstytucja”.