To przede wszystkim niezwykły sukces eurosceptycznych partii populistycznych, które łącznie zbierają blisko 60 proc. głosów. Niezależenie od tego, kto wprowadzi się do Palazzo Chigi i będzie kierował nowym rządem, będzie musiał uwzględniać takie właśnie nastawienie opinii publicznej. To oznacza m.in gwałtowne zaostrzenie polityki wobec imigrantów, rozbudowa programów socjalnych w kraju, który i tak już jest zadłużony po uszy a także odrzucenie polityki oszczędzania, jaką od lat forsuje Bruksela i Berlin. 

Na tym jednak nie koniec złych wiadomości. Zwycięzcą tych wyborów najpewniej zostanie centroprawicowa koalicja Forza Italia, Ligi i Braci Włochów, która być może osiągnie 36 proc głosów. To jednak tylko nieznacznie lepszy od populistycznego, lewicowego Ruchu Pięciu Gwiazd, które może liczyć nawet na 32,5 proc. poparcia 

Przede wszystkim jednak mimo, iż lider Forza Italia Silvio Berlusconi wszedł w niezbyt chwalebne sojusze z ugrupowania postfaszystowskimi, nie ma większości w parlamencie. Przed nami więc długie miesiące paraliżu, negocjacje nad przyciągnięciem do tego bloku kolejnych ugrupowań a być może rozpisanie kolejnych wyborów. Tymczasem Włochy jak żaden kraj Europy potrzebuje silnego premiera, który wreszcie przeprowadzi reformy dawno wdrożone w życie w Hiszpanii, Portugalii nie mówiąc o Polsce. Gospodarka kraju od dziesięcioleci drepcze w miejsce, młodzi uciekają zagranicą z braku perspektyw a bezrobocie nie ma sobie równych w Unii poza Hiszpanią i Grecją. 

Centrolewicowa koalicja, której przewodziła Partia Demokratyczna dostała w tych wyborach ledwie 20-23 proc. głosów, być może nawet dwa razy mniej, niż w poprzednim głosowaniu 5 lat temu. W ten sposób na margines zostało zepchnięte ostatnie pro-europejskie ugrupowanie, które próbowało zwalczać populizm. 

W niedzielę rano decyzja niemieckiej SPD o utworzeniu nowego rządu z CDU/CSU dała euroentuzjastom przez chwilę nadzieję, że plan pogłębienia strefy euro, który tak bardzo forsuje Emmanuel Macron, być może choć w jakimś stopniu da się wprowadzić w życie. Po ogłoszeniu wyników włoskich wyborów, wiadomo już, że to nierealne. Niemcy nigdy nie zgodzą się przecież wziąć odpowiedzialności za wart 2,3 bln euro dług Włoch skoro kraj ten nie ma szans na przeprowadzenie reform. A to przecież oznaczałoby powołanie w Brukseli prawdziwego budżetu strefy euro, wspólnych papierów dłużnych czy wspólnego ministra finansów. Włosi dobili więc ideę Europy dwóch prędkości. Oby nie dobili przy okazji samej idei Unii.