I bardzo dobrze, że Nowoczesna przeprosiła, bo zachowanie posłanki nie tylko naruszało zasady dobrego wychowania, ale było rodzajem hejtu, który stał się formą wręcz fizycznej presji.

Niedobrze, gdy posłowie nie są w stanie znieść krytyki ze strony nieprzychylnych im mediów. Należy się obawiać, jak będą reagować, gdy przyjdzie im sprawować władzę. Jednak zachowanie takie nie miałoby miejsca, gdyby nie atmosfera niechęci i pogardy wobec inaczej myślących. Atmosfera taka, powszechna w Polsce od upadku komunizmu, stała się szczególnie silna od chwili, gdy prawica stała się ważnym graczem na scenie politycznej.

To właśnie ten strach przed rządami środowisk konserwatywnych napędzał wśród lewicowo-liberalnego mainstreamu agresję w stosunku do każdego, kto ośmielił się mieć inne zdanie. Gdy zmasowany przemysł pogardy okazał się nieskuteczny i prawica wygrała wybory, rozpoczął się bojkot inaczej myślących.

Dobra zmiana – tak wyśmiewana przez liberalną lewicę – miała przełamać tę nierównowagę w reprezentacji środowisk konserwatywnych w życiu publicznym. Dlatego, pomimo błędów popełnianych przez prawicową ekipę, została ona przywitana z nadzieją przez tych, którzy mieli dość jedynie słusznej ideologii.

Okazuje się jednak, że liberalno-lewicowa mniejszość nie jest w stanie pogodzić się z utratą monopolu w życiu publicznym. Taka strategia prowadzi do dalszego pogłębienia polaryzacji, bo jak tu ze sobą rozmawiać, jeśli druga strona bojkotuje rozmowę, a nawet gotowa jest posunąć się do fizycznej presji?