Już trzy lata temu Ministerstwo Finansów komunikowało początek prac nad głęboką zmianą systemu podatkowo-składkowego w Polsce. Miały powstać zupełnie nowe ustawy i rozwiązania z myślą o osobach uzyskujących dochody z pracy najemnej oraz osobach uzyskujących dochody z działalności na własny rachunek i oddzielnie – dla korporacji. To wydawało się konieczne, bo obecnie wszystko jest tak pomieszane i poplątane, że trudno odróżnić, z jakich właściwie źródeł pracujący podatnik uzyskuje dochody i z jakich preferencji powinien korzystać, a z jakich nie. Bo koniec końców zajmujemy ostatnie miejsce w rankingach przejrzystości i przyjazności systemu podatkowego. Zapowiedzi resortu zostały dobrze przyjęte przez środowisko biznesowe, bo wszyscy zdają sobie sprawę, że swoisty reset systemu jest po prostu niezbędny. Niestety, z tych zapowiedzi nic nie wyszło, za to na stole pojawił się nowy program PiS pt. Polski Ład.

Z punktu widzenia przedsiębiorców niestety nie przynosi on żadnych korzyści. Nie obniża kosztów pracy w przypadku zatrudnienia pracowników na etat, dla ludzi prowadzących jednoosobową działalność gospodarczą oznacza ogromny wzrost obciążeń (w efekcie zamiany składki zdrowotnej z ryczałtu na proporcjonalną do dochodu). A przede wszystkim w żaden sposób nie upraszcza systemu. Odwrotnie, jeszcze bardziej go komplikuje. Jest kolejnym klockiem dołożonym do już i tak niestabilnej konstrukcji. Co gorsza, rząd zdaje się nie mieć tego świadomości i zamiast systemowej zmiany proponuje kolejne łatki i klajstry na pojawiające się dziury. I tak oto słyszymy o jakiejś uldze dla klasy średniej, co oznacza, że pracownicy o „takich" dochodach muszą być rozliczani inaczej niż ci o „owych" dochodach. Dalej, lekarze, informatycy czy ludzie działający w tzw. przemysłach kreatywnych mają zyskać możliwości płacenia niższych danin niż inni ze względu na rodzaj wykonywanej działalności. To nic innego jak dzielenie podatników nie wedle obiektywnych kryteriów ekonomicznych, ale wedle uznania.

Najbardziej jednak martwi to, że wciąż zmieniający się kształt reform podatkowych w Polskim Ładzie może wskazywać, iż tak w zasadzie jest to propozycja nieprzemyślana. Wygląda to tak, jakby rząd uparł się, że trzeba zwiększyć kwotę wolną od podatku do 30 tys. zł dla wszystkich podatników, ale już to, kto ma zapłacić za ten prezent i jakie to przyniesie konsekwencje pozostałym, było dla polityków PiS sprawą drugorzędną.