W ostatnich latach właściciele centrów mocno inwestowali w ofertę rozrywkowo-gastronomiczną oraz w przekaz marketingowy, że ich obiekty to miejsca spotkań i spędzania czasu, a nie tylko zakupów. Symbolem nowej filozofii jest oddana rok temu warszawska Galeria Młociny, gdzie strefa „Spotkania i dania" zajmuje całe jedno z trzech pięter. Starsze nieruchomości ponosiły nakłady na modernizację i dostosowanie się do „retailtainmentu".

Wprowadzony w połowie marca administracyjny lockdown na kilka tygodni drastycznie odciął centra od klientów i w naturalny sposób wpłynął na skokowe zwiększenie zainteresowania e-handlem. Jednak statystyki Polskiej Rady Centrów Handlowych pokazują, że po sukcesywnym odmrażaniu działalności dużych obiektów po majówce, klienci wracają. W pierwszym tygodniu footfall, czyli liczba odwiedzin, wynosił średnio, w zależności od dnia, 53-68 proc. stanu z analogicznego okresu rok do roku, w drugim 60-68 proc., a w trzecim – kiedy na nowo ruszyły gastronomia i usługi – już 73-79 proc. Jednocześnie poprawia się tzw. wskaźnik konwersji, czyli stosunek liczby wejść do sklepu do liczby transakcji. Oznacza to, że klienci nie jadą do galerii pospacerować i pooglądać towary, tylko by zrobić konkretne zakupy.

Oczywiście, dla właścicieli centrów będzie to bardzo trudny rok. Dzięki specustawie najemcy zostali na czas lockdownu zwolnieni z obowiązku płacenia czynszu i opłat eksploatacyjnych. Cały czas zresztą trwają dyskusje na temat renegocjacji stawek, ponieważ jasne jest, że przychody najemców będą niższe. Tymczasem właściciele galerii żadną tarczą objęci nie zostali, a ponoszą koszty funkcjonowania obiektów w ostrzejszym reżimie sanitarnym. Zwolnienie z podatku od nieruchomości, wprowadzenie kasowej metody rozliczania VAT i CIT, wsparcie przy obsłudze zadłużenia odsetkowego, czy zniesienie zakazu handlu w niedziele – to postulaty branży, na które na razie nie ma odpowiedzi.