Dokument został przyjęty w poniedziałek przez Komisję Prawną i Praw Człowieka Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy. Jego autorem jest Pieter Omtzigt, chadecki deputowany z Holandii. Uczestniczył on wcześniej w pisaniu raportu na temat zestrzelenia w Donbasie 17 lipca 2014 roku samolotu linii malezyjskich, na którego pokładzie w większości zginęli obywatele Holandii.
Decyzja o napisaniu raportu o katastrofie w Smoleńsku zapadła już ponad trzy lata temu, ale w międzyczasie zmieniali się jego autorzy – poprzednim kończyła się kadencja. W dodatku Rosja odmawiała przesłania jakichkolwiek materiałów i zaproszenia dla sprawozdawcy.
Czytaj także: Katastrofa smoleńska: Rosja zasłania się bezpieczeństwem
Tak było do końca prac nad raportem, Omtzigt nie pojechał więc ani do Rosji, ani do Polski, żeby zachować obiektywizm. Przejrzał raporty rosyjski i polski i inne materiały ze śledztwa, przeczytał wyjaśnienia strony polskiej i konsultował się z ekspertami. Jak podkreśla, nie miał ani możliwości, ani mandatu, żeby badać przyczyny katastrofy. Ponadto uważa, że ta sprawa jest bardzo upolityczniona i stanowi element gry między obecnym i poprzednim polskim rządem. Skupił się zatem wyłącznie na aspektach prawnych. Czyli do kogo należało śledztwo. I czy wrak może pozostawać w rękach Rosji.
Na pierwsze pytanie odpowiada zdecydowanie: do Polski. Z raportu wynika, że rząd Donalda Tuska popełnił błąd, godząc się na zastosowanie załącznika 13 do konwencji z Chicago. Bo ta odnosi się wyłącznie do lotów cywilnych i wyraźnie jest w niej zaznaczone, że nie ma ona zastosowania do lotów państwowych. Ponadto samolot był pilotowany przez wojskowych i zarejestrowany w Polsce jako samolot wojskowy. – Polski rząd miał wtedy wszelkie prawo nalegać, żeby dochodzenie prowadziły odpowiednie polskie urzędy – podkreśla raport.