W PiS jest kilka frakcji wierzących w zamach na prezydenckiego tupolewa. Ale zamach zamachowi nierówny. Teorii jest kilka. Każda z frakcji podpiera się innymi hipotezami i ekspertami. A podkomisja MON powołana przez Antoniego Macierewicza musi z tego wszystkiego zbudować jedną wspólną opowieść, a potem ją udowodnić...
Dopóki partia Jarosława Kaczyńskiego była w opozycji, problem nie był duży: posiedzenia zespołu parlamentarnego powołanego przez Antoniego Macierewicza upływały w atmosferze poszukiwania różnych, często sensacyjnych rozwiązań, bez konieczności ponoszenia odpowiedzialności za przedstawiane hipotezy. Teraz, kiedy szef zespołu został ministrem obrony, sytuacja się skomplikowała: efekty prac nowej podkomisji w MON, kierowanej przez dr. Wacława Berczyńskiego, mają siłę prawdziwej eksplozji. WAT zapowiedziała własną konferencję w maju. I chociaż eksperci Akademii nie będą oficjalnie prostować słów, jakie padły podczas filmu przygotowanego przez podkomisję, spróbują przedstawić własne ustalenia. Dlaczego do tej pory tego nie zrobiono? – Szef MON jest organem założycielskim dla WAT – mówi „Rzeczpospolitej" jeden z wykładowców związanych z uczelnią. – Jest presja, bo przecież to Antoni Macierewicz zmienił komendanta i doprowadził do zwolnienia „nieprawomyślnych" generałów.
Film zaprezentowany w Wojskowej Akademii Technicznej w siódmą rocznicę katastrofy, oprócz wymiaru propagandowego miał jeden cel skierowany do wewnątrz: pogodzenie różnych racji przedstawianych przez zaufanych i sprawdzonych współpracowników obecnego ministra obrony: dr. Wacława Berczyńskiego, dr. Kazimierza Nowaczyka (nie dopuszczono go do kolokwium habilitacyjnego na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu) i dr. Wiesława Biniendę. Ale na razie cel zrealizowany nie został. Mimo różnych środków ostrożności, takich jak trzymanie „na dystans" od mediów podkomisji przez prawie rok, przekazanie dotychczasowego dorobku podkomisji w formie filmu, brak możliwości zadawania pytań podczas konferencji i kontakt z mediami poprzez czat z portalu niezależna.pl, prezentującego poglądy skrajnie prawicowe, bez możliwości sprawdzenia autorstwa odpowiedzi na pytania, nie uchroniły wizerunku podkomisji. – Berczyński miał być twarzą ekspercką – mówi „Rzeczpospolitej" jeden z polityków PiS. – Ale się nie sprawdza. Gubi się w publicznych wystąpieniach i nie powinien wypowiadać się na forum.
I rzeczywiście: pola do występów nie przyniosła Berczyńskiemu nawet siódma rocznica katastrofy. Nadrobił to jednak, udzielając obszernego wywiadu „Dziennikowi Gazecie Prawnej", w którym twierdzi, że ma 100-procentową pewność, że samolot rozpadł się w powietrzu, a 90-procentową, że stało się to na skutek wybuchów. Nie obyło się też bez zaskoczenia nawet dla samego ministra Macierewicza w zupełnie innej sprawie: Berczyński przyznaje również z pewna dumą, że to on „wykończył caracale" i że Antoni Macierewicz poprosił go: „Bądź moim pełnomocnikiem w sprawie śmigłowców". Te słowa wzburzyły resort obrony, który wydał w tej sprawie specjalny komunikat: „Wypowiedź dr. Wacława Berczyńskiego nie ma żadnego związku z prowadzonymi i zakończonymi negocjacjami umowy offsetowej ws. kontraktu na zakup śmigłowców Caracal. Pan Wacław Berczyński nie był członkiem Zespołu do zbadania ofert offsetowych oraz przeprowadzenia negocjacji w celu zawarcia umowy offsetowej, nie wypowiadał się na ten temat, nie informował Ministra Obrony Narodowej o swoim stanowisku i nie miał żadnych podstaw do wpływania na kształtowanie się decyzji Ministerstwa Rozwoju i Finansów" – czytamy. Czyżby szef podkomisji MON ds. zbadania przyczyn katastrofy smoleńskiej był niewiarygodny?
Działaniom podkomisji MON uważnie przygląda się Platforma Obywatelska. Marcin Kierwiński, który otrzymał od swojej partii zadanie ścisłego monitorowania poczynań ludzi Macierewicza w sprawie katastrofy, uważa, że podkomisja „żyje z półprawd i niedopowiedzeń". – Ale Antoni Macierewicz nie może się już cofnąć, bo utraci wszelką wiarygodność, nawet wśród własnych ludzi – mówi poseł PO.