Pani poseł Wielgus ma dla rządzących zarzut na każdą okazję. Pięć dni wcześniej pisała: „Ważny apel do posłów i posłanek. Nie można ani procedować, ani wdrażać barbarzyńskiego projektu Godek". Ale gdy jej uświadomiono, że obowiązek procedowania projektu obywatelskiego narzuca ustawa i najpóźniej w maju projektem Kai Godek trzeba będzie się zająć, gładko przeszła do oskarżenia PiS o lekceważenie obywatelskiego projektu, przejawiające się tym, że nie zajęto się nim wcześniej. Słowem, PiS łamie prawa kobiet, procedując obywatelski projekt, i jednocześnie łamie prawa obywateli, procedując go za późno. Jak się chce psa uderzyć, kij się zawsze znajdzie.




Tymczasem prawda w kwestii aborcji jest raczej oczywista – politycznie ustawa Kai Godek opłaca się wyłącznie opozycji, która jak nigdy potrzebuje czegoś, co ją na nowo zdefiniuje. Jak zawsze – bo tylko tak potrafi – w totalnej opozycji do władzy. Kolejna wojna o aborcję to jedyny spór, który opozycja ma teraz szansę wizerunkowo i politycznie wygrać; jej wilcze prawo rozgrywać go, jak chce. Zwłaszcza gdy tak samo rozgrywają tę kwestię rządzący, których poparcie dla zaostrzenia przepisów od zawsze ogranicza się do składania pustych obietnic, bo sam projekt w poprzedniej kadencji zamrozili na prawie dwa lata w komisji, która się nawet nie spotkała. Teraz stoją przed wyzwaniem zamrożenia go na kolejne cztery lata i pewnie już żałują, że trzy miesiące temu odbili z rąk Lewicy kluczową Komisję Polityki Społecznej i Rodziny, i nie będzie na kogo zwalić dalszego odwlekania ostatecznego rozstrzygnięcia w sprawie ustawy, której mające pełnię władzy PiS wcale nie chce, ale nie ma odwagi tego publicznie przyznać.

Nie wiem, jaki pomysł ma teraz PiS na wyciszanie tematu, ale podsuwam najprostszy – powiedzieć wyborcom prawdę. Zaostrzenia przepisów antyaborcyjnych w najbliższym czasie nie będzie, bo nie ma takiej politycznej woli i – jakkolwiek dziwnie to brzmi – jest to akurat świadectwo politycznej dojrzałości tej władzy, nawet jeśli jeszcze nie ma odwagi się do tej dojrzałości przyznać. Nie da się przez resztę kadencji uciekać przed Kają Godek. Choć oczywiście można próbować.