Czwórka podwójna kobiet, której nowy skład powstał po poprzednich igrzyskach, od czterech lat regularnie zdobywa medale.
Agnieszka Kobus-Zawojska, Marta Wieliczko, Maria Sajdak i Katarzyna Zillmann były już mistrzyniami świata, mistrzyniami Europy i kobiecą osadą roku. Teraz marzą, żeby ten piękny czas ukoronować sukcesem podczas igrzysk.
Kobus-Zawojska oraz Sajdak czar olimpijskiego podium już znają, obie pięć lat temu zdobyły z czwórką podwójną brąz. Joanna Leszczyńska zakończyła już karierę, a Monika Chabel zamieniła dwa wiosła na jedno i powalczy o medal z czwórką bez sternika. Osada straciła też trenera, kiedy Marcin Witkowski przyjął ofertę pracy z Niemiec.
– Wiemy, że możemy wszystko. Wyciągniemy asa z rękawa – obiecuje Sajdak. Faworytkami są Chinki, ale Polki wierzą i żadna nie powie, że brąz a nawet srebro weźmie w ciemno. To zawodniczki świadome swojej klasy. Zdążyły z formą, choć jeszcze kilka miesięcy temu nie było to pewne, bo wszystkie chorowały na koronawirusa, każda w innym czasie, co skomplikowało przygotowania.
Kobiety w finale powalczą jako ostatnie, wcześniej wystartuje czwórka podwójna mężczyzn (Dominik Czaja, Wiktor Chabel, Szymon Pośnik i Fabian Barański). To wicemistrzowie świata i osada nieobliczalna. Tylko jeden z czterech tegorocznych startów zakończyła na podium, ale w eliminacjach Polacy mieli najlepszy czas. – To może mieć znaczenie, jeśli będzie wiało i dojdzie do relokacji torów (najlepsze osady z eliminacji ustawia się wówczas nie na środkowych torach, ale na tych, gdzie są korzystniejsze warunki wietrzne – przyp. red). Tak stało się chociażby na igrzyskach w Londynie – mówi Szymon Pośnik.