Przez ostatnie dziesięć lat luksusowe marki intensywnie prowadziły ekspansję na chińskim rynku. Dziś jednak czas na zmiany, duże galerie handlowe nie są już tak oblegane jak kiedyś, a najdroższe butiki pomału się z nich wycofują.
Powodów zmian jest kilka. Chińska gospodarka zwalnia, a konsumenci mają przyzwyczaić się do "nowej normy" corocznego wzrostu PKB. Takich słów używa sam prezydent Xi Jinping. W kraju trwa od kilkunastu miesięcy zmasowana kampania antykorupcyjna, która bezpardonowo rozprawia się z łapówkami na każdym szczeblu biurokracji. Nie oszczędza się nawet wojskowych generałów, którzy dotychczas uchodzili w Chinach za nietykalnych.
Akcja tocząca się pod hasłem polowania na tygrysy i muchy (w zależności od tego, czy trzeba wykryć oszustwa na wysokim lub niskim szczeblu) zatacza kręgi także za granicami Chin. Potrafi wprowadzać zamieszanie na rynku tradycyjnych słodyczy - sprzedaż tzw. ciasteczka księżycowe przed rokiem przeżyła załamanie, ponieważ wręczanie pudeł tych słodkości bezpośrednio powiązano z łapówkarstwem. Nic zatem dziwnego, że i dobra luksusowe są obecnie na cenzurowanym. Jeżeli chińska władza szuka brudnych pieniędzy ukrywanych w bombonierkach, tym bardziej zwróci uwagę na podejrzanie drogie torby czy zegarki dawane jako prezenty.
Badawczy ośrodek z Szanghaju, Fortune Character Institute informuje o tym, że chińskie luksusowe towary zanotują w 2015 roku wzrost o zaledwie 3 proc. wobec 11 proc. wzrostu na skalę światową. Rynek wart jest w Chinach 25,8 mld dolarów. Chińczycy odpowiadają za blisko połowę (dokładnie 46 proc.) zakupów w tym segmencie na świecie, jednak u siebie kupują jedynie 10 proc. całego wolumenu globalnego obrotu. Ta liczba systematycznie spada, o jeden procent z każdym rokiem.
To wszystko wymaga zmian w strategii zagranicznych marek. W ciągu ostatnich 2 lat Burberry zamknęło 4 duże sklepy, Hermes jeden, Armani pięć a Prada aż 16. Nie opłaca się utrzymywać po kilka butików w dużych miastach, wystarczy zaledwie jeden. Podobne zjawisko zaczyna także dawać o sobie znać w Hongkongu, który już przed kilkoma miesiącami utracił tytuł światowej stolicy luksusowych marek na rzecz Seulu. To bogaci klienci z Chin kontynentalnych odpowiadają za sprzedaż na byłej brytyjskiej kolonii, dlatego w obecnym czasie system działa jak naczynia połączone.