#PROSTOzPARKIETU.Kamil Maliszewski: Triumf Marine Le Pen gwoździem do trumny euro?

Gościem piątkowego "Prosto z parkietu" był Kamil Maliszewski, analityk DM mBanku. Rozmawialiśmy o europejskich ryzykach politycznych, decyzjach Donalda Trumpa i perspektywach GPW.

Publikacja: 10.02.2017 13:00

#PROSTOzPARKIETU.Kamil Maliszewski: Triumf Marine Le Pen gwoździem do trumny euro?

Foto: ROL

Niebawem wybory we Francji i Holandii, a prawicowi kandydaci zapowiadają referenda w sprawie wyjścia z UE. Czy nad europejską wspólnotą zbierają się czarne chmury?

Choć sondaże w przypadku Brexitu i wyborów w USA zawiodły, to w przypadku Francji i Holandii wydają się być jednak zdecydowanie niekorzystne dla sił eurosceptycznych. Marine Le Pen, zarówno w starciu z kandydatem centroprawicy, jak i socjaldemokratycznym, ma małe szanse na zwycięstwo. Sondaże pokazują poniżej 40 proc. poparcia, a więc różnica jest zdecydowanie większa niż to miało miejsce podczas wyścigu do Białego Domu. W przypadku Holandii natomiast – Geert Wilders faktycznie prowadzi w sondażach, ale ma niewielkie szanse by zostać premierem. Nie posiada bowiem żadnej zdolności koalicyjnej, a jego przewaga w liczbie mandatów nie będzie zbyt duża - szacunki mówią o ok. 40 miejscach, a w holenderskim parlamencie jest ich łącznie 150. Miejmy więc nadzieje, że siły skrajnie prawicowe nie przejmą sterów w dwóch bardzo ważnych dla Europy krajach.

Zakładając jednak, że sondaże znów nas zawiodą – jakie konsekwencje mogłoby mieć zwycięstwo kandydatów skrajnej prawicy?

Triumf Marine Le Pen oznaczałby wyjście Francji co najmniej ze strefy euro, dążenie do zmian traktatowych oraz próby przeformułowania obecnego wyglądu UE. Z perspektywy wspólnej waluty byłoby to bardzo negatywnym czynnikiem, być może nawet "gwoździem do trumny" euro. Wydaje się, musiałby się wtedy zawiązać jakiś sojusz między Niemcami, Włochami i krajami Beneluxu.

A jak wyglądają ryzyka związane z bardziej odległymi wyborami w Niemczech?

W Niemczech walczą ze sobą dwie partie, które są bardzo proeuropejskie – zarówno socjaldemokracja jak i chadecja opowiadają się za dalszą integracją. Ci pierwsi nawet wprost mówią o federalizacji i powstaniu Europy dwóch prędkości. Dla wspólnej waluty to dobra wiadomość.

Na mapie ryzyk politycznych główną rolę odgrywa teraz Donald Trump. Jak odnosi się pan do ostatnich pogłosek, że jego administracja gotowa jest wpływać na rynek walutowy?

Tak naprawdę to nie znamy stosunku Trumpa do kursu walutowego. W ostatnich dniach pojawiły się informacje, że o 3 nad ranem zadzwonił do swojego doradcy do spraw bezpieczeństwa i zapytał go, czy dolar powinien być mocniejszy czy słabszy. To pokazuje, jak dziwnie działa ta administracja – jest nieprzewidywalna i nie ma strategii dotyczącej tego, jak kształtowany powinien być kurs dolara. Powstaje też pytanie, jaki faktycznie wpływ ma prezydent USA na dolara? Jeśli zastanowimy się, co byłoby potrzebne USA, by znormalizować swoje saldo rachunku obrotów bieżących, to ten kurs dolara do juana musiałby spaść o 10-15 proc., by to w ogóle było zauważalne. A tak duży ruch wydaje się mało prawdopodobny, zwłaszcza w sytuacji, gdy amerykańska gospodarka radzi sobie naprawdę dobrze.

Giełdy, przynajmniej jak na razie, nie wydają się obawiać nowego prezydenta USA.

Wygląda na to, że rynki akcji oczekują, iż spełni on swoje dobre obietnice (dobre z perspektywy rynków). Mowa tutaj o cofnięciu Dodd-Frank Act, ustawy ograniczającej działania banków, nałożonej po kryzysie, czy także o projekcie podatkowym, dotyczącym ulg dla firm amerykańskich. Na razie kwestie handlowe nie stanęły na agendzie. Jeśli Trump chciałby faktycznie "powalczyć" z gospodarkami Chin i UE, byłoby to bardzo negatywne dla rynków finansowych.

Odejdźmy od polityki. Czy możemy się spodziewać w marcu trzeciej podwyżki stóp w USA?

W tej kwestii wiele będzie zależało od danych. W przyszłym tygodniu mamy wystąpienia Janet Yellen w Kongresie, które może nam wiele na ten temat powiedzieć. Jeśli wsłuchamy się w głos różnych członków FOMC, to pojawiają się tam już pojedyncze sugestie, że aktywa są przewartościowane zarówno na rynku nieruchomości i akcji. Pojawiają się głosy dotyczące ograniczenia bilansu Fedu, czyli o zaprzestaniu reinwestowanie kapitałów z wykupu obligacji. Niewiadomych jest sporo. Nie wykluczam marcowej podwyżki, choć uważam, że rynki nie są na to przygotowane.

Czy EBC jest gotowy iść śladami Fed?

Wydaje mi się, że nie, co widać chociażby po reakcjach rynkowych. Mamy całkiem dobre dane ze strefy euro, które w ogóle nie wpływają na wartość wspólnej waluty. Inwestorzy na to nie reagują, bo wiedzą, jak silne jest przekonanie w EBC, by tej polityki nie zacieśniać. Zbyt dużo ryzyk czyha za rogiem – wiele krajów musiałoby znacznie więcej płacić odsetek od swojego długu – Hiszpania, Włochy, Portugalia. Widać zresztą, że większość szefów banków centralnych w strefie euro ma raczej gołębie nastawienie do polityki monetarnej i keynesowskie do gospodarki. Jastrzębie są w absolutnej mniejszości.

Jak w kontekście omawianych przez nas ryzyk wyglądają perspektywy naszego rynku akcji? Na razie nastroje wydają się być bardzo optymistyczne...

Na warszawskiej giełdzie widać wyraźny napływ inwestorów – w naszym domu maklerskim otwierane są nowe rachunki i uaktywniają się te istniejące. Obroty przekraczają 1 mld zł. Dobrze radzą sobie notowania akcji GPW. To jest dobry prognostyk na krótki termin. Poza tym dobrze radzą sobie m. in. sobie sektor bankowy i KGHM. Na razie wygląda to dobrze. Myślę, że mocniejsze zachwianie mogłyby spowodować czynniki zewnętrzne, które sprawiłyby, że kapitał zacznie odpływać z rynków wschodzących. Warto więc obserwować sondaże oraz poczynania prezydenta USA.

Niebawem wybory we Francji i Holandii, a prawicowi kandydaci zapowiadają referenda w sprawie wyjścia z UE. Czy nad europejską wspólnotą zbierają się czarne chmury?

Choć sondaże w przypadku Brexitu i wyborów w USA zawiodły, to w przypadku Francji i Holandii wydają się być jednak zdecydowanie niekorzystne dla sił eurosceptycznych. Marine Le Pen, zarówno w starciu z kandydatem centroprawicy, jak i socjaldemokratycznym, ma małe szanse na zwycięstwo. Sondaże pokazują poniżej 40 proc. poparcia, a więc różnica jest zdecydowanie większa niż to miało miejsce podczas wyścigu do Białego Domu. W przypadku Holandii natomiast – Geert Wilders faktycznie prowadzi w sondażach, ale ma niewielkie szanse by zostać premierem. Nie posiada bowiem żadnej zdolności koalicyjnej, a jego przewaga w liczbie mandatów nie będzie zbyt duża - szacunki mówią o ok. 40 miejscach, a w holenderskim parlamencie jest ich łącznie 150. Miejmy więc nadzieje, że siły skrajnie prawicowe nie przejmą sterów w dwóch bardzo ważnych dla Europy krajach.

Pozostało 81% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Giełda
WIG20 próbuje powalczyć o 2500 pkt
Giełda
NYSE będzie działać 24/7? To byłaby prawdziwa rewolucja
Giełda
WIG20 znów nie może sforsować poziomu 2500 pkt
Giełda
Łowy na dywidendy czas rozpocząć
Giełda
WIG20 w efektownym stylu powraca powyżej 2500 pkt