Niebawem wybory we Francji i Holandii, a prawicowi kandydaci zapowiadają referenda w sprawie wyjścia z UE. Czy nad europejską wspólnotą zbierają się czarne chmury?
Choć sondaże w przypadku Brexitu i wyborów w USA zawiodły, to w przypadku Francji i Holandii wydają się być jednak zdecydowanie niekorzystne dla sił eurosceptycznych. Marine Le Pen, zarówno w starciu z kandydatem centroprawicy, jak i socjaldemokratycznym, ma małe szanse na zwycięstwo. Sondaże pokazują poniżej 40 proc. poparcia, a więc różnica jest zdecydowanie większa niż to miało miejsce podczas wyścigu do Białego Domu. W przypadku Holandii natomiast – Geert Wilders faktycznie prowadzi w sondażach, ale ma niewielkie szanse by zostać premierem. Nie posiada bowiem żadnej zdolności koalicyjnej, a jego przewaga w liczbie mandatów nie będzie zbyt duża - szacunki mówią o ok. 40 miejscach, a w holenderskim parlamencie jest ich łącznie 150. Miejmy więc nadzieje, że siły skrajnie prawicowe nie przejmą sterów w dwóch bardzo ważnych dla Europy krajach.
Zakładając jednak, że sondaże znów nas zawiodą – jakie konsekwencje mogłoby mieć zwycięstwo kandydatów skrajnej prawicy?
Triumf Marine Le Pen oznaczałby wyjście Francji co najmniej ze strefy euro, dążenie do zmian traktatowych oraz próby przeformułowania obecnego wyglądu UE. Z perspektywy wspólnej waluty byłoby to bardzo negatywnym czynnikiem, być może nawet "gwoździem do trumny" euro. Wydaje się, musiałby się wtedy zawiązać jakiś sojusz między Niemcami, Włochami i krajami Beneluxu.