To wyjątkowa edycja Festiwalu Filmowego w Gdyni, wśród szesnastu tytułów, które walczą o Złote Lwy, aż siedem to debiuty, a dwa tzw. drugie filmy. I trzeba dodać - nie są to w większości debiuty późne.
Do kina wkracza pokolenie trzydziestolatków. Odważnie i bez kompleksów. Niektóre filmy młodych artystów zdążyły już zaistnieć na wielkich festiwalach. „Zjednoczone stany miłości" Tomasza Wasilewskiego wyjechały z nagrodą z Berlina, kreacja Andrzeja Seweryna w „Ostatniej rodzinie" Jana Matuszyńskiego została dostrzeżona w Locarno.
„Fale" Grzegorza Zaricznego znalazły się z kolei w głównym konkursie w Karlowych Warach, „Kamper" Łukasza Grzegorzka – w sekcji „Na wschód od Zachodu". „Plac zabaw" Bartosza Kowalskiego zbiera w Hiszpanii dobre recenzje, walcząc właśnie o Złotą Muszlę w San Sebastian. A jest jeszcze „Królewicz olch" Kuby Czekaja.
Razem, ale indywidualnie
Na to zjawisko złożyło się pewnie wiele przyczyn. Konsekwentne promowanie debiutów przez PISF, działalność Studia Munka, programy „30 minut" i „Pierwszy dokument". Rozwój szkół filmowych, a wreszcie atmosfera wolności, która pomogła młodym rozwinąć skrzydła.
Trzydziestokilkulatkowie, którzy dzisiaj podbijają polskie kino, nie tworzą jednolitej grupy. Pochodzą z różnych środowisk i mieli różny start w dorosłe życie. Każdy z nich jest inny, łączy ich wyczucie filmowej materii i to, że niemal wszyscy przeszli przez dokument, potrafią uważnie patrzeć na świat.