Samorządy dwoją się i troją, żeby osoby handlujące na placach, ulicach i skwerkach z tzw. ręki nie unikały opłaty targowej. Nie oznacza to jednak, że strażnicy miejscy mogą wlepiać je jak popadnie. Potwierdza to wtorkowy wyrok Naczelnego Sądu Administracyjnego.
Czytaj też: Rada gminy może różnicować stawki opłaty targowej
Sprawa dotyczyła konsekwencji rzekomej sprzedaży 15 piwonii w obrębie słynnego targowiska krakowskiego, tj. Rynku Kleparskiego. Wszystko zaczęło się od straży miejskiej, która poinformowała prezydenta miasta o sprzedaży w miejscu do tego niewyznaczonym. A ten wszczął postępowanie, by wymierzyć opłatę targową przyłapanej kobiecie.
Ta oświadczyła jednak, że 26 maja 2014 r. nie prowadziła sprzedaży kwiatów z ręki w okolicach Rynku Kleparskiego. Owszem, była tam umówiona z koleżanką i w czasie interwencji straży miejskiej przekazywała jej kwiaty w celu złożenia na grobie matki – był to Dzień Matki.
To nie przekonało urzędników. Z notatki urzędowej wynika bowiem, że kobieta dokonywała sprzedaży kwiatów bez zgody właściciela – zarządcy terenu. W konsekwencji miasto zażądało 500 zł opłaty targowej – zgodnie z obowiązującą wówczas dzienną stawką na Kleparzu.