Nowe "Gwiezdne wojny" w kinach: Jak przedawkować moc

„Ostatni Jedi" potwierdza obawy, że Disney zmienia „Gwiezdne wojny" w lekkostrawne kino młodzieżowe.

Publikacja: 12.12.2017 17:47

Foto: Disney

Wiele się zmieniło od 2012 r., kiedy to George Lucas sprzedał Disneyowi prawa do „Gwiezdnych wojen", ale jedno pozostaje niezmienne. Każda premiera kolejnej części sagi jest owiana tajemnicą. Twórcy „Ostatniego Jedi" robią wszystko, by zachować w tajemnicy treść fabuły do dnia premiery, a pierwsi krytycy w USA, którzy zobaczyli film na przedpremierowym pokazie, pisali oszczędne komentarze utrzymane w tonie: „Jest dobrze, a może nawet bardzo dobrze". Przesadzali.

 

Precyzyjny plan

W przeciwieństwie do chimerycznego George'a Lucasa Disney wyznaczył precyzyjny plan kolejnych produkcji i konsekwentnie się go trzyma. W 2015 r. do kin trafiło „Przebudzenie mocy", pierwszy kosmiczny film z logo Disneya, za którego reżyserię odpowiadał J.J. Abrams. Jego pomysł na kontynuację „Gwiezdnych wojen" był prosty – na planie spotkali się weterani oryginalnej sagi: Carrie Fisher, Mark Hamill, Harrison Ford oraz towarzyszący im kudłaty Chewbacca wraz z robotami C-3P0 i R2-D2.

W ich towarzystwie mieli okrzepnąć młodsi aktorzy, Daisy Ridley, John Boyega, Adam Driver i Oscar Isaac. Było więc coś dla starszych widzów, którzy dorastali na „Gwiezdnych wojnach", a także dla młodszych, którym bliżej do „Igrzysk śmierci" i „Harry'ego Pottera". Zrezygnowano również z mroku i dramatyzmu, których nie żałował George Lucas w swym ostatnim filmie „Zemsta Sithów" z 2005 r.

Disney zaplanował trzy nowe filmy z głównej sagi, które wypuszcza do kin z dwuletnim odstępem. Pomiędzy nimi pokazuje filmy spoza głównej historii, ale należące do gwiezdnego uniwersum. W 2016 r. był to „Łotr 1", a w 2018 r. będzie opowieść o przygodach Hana Solo („Solo: A Star Wars Story"). Wszystkie premiery odbywają się w grudniu, więc cała przerwa świąteczno-noworoczna w kinach należy do Disneya.

Frekwencyjne rekordy

Ten wyśrubowany plan na razie sprawdza się znakomicie. „Przebudzenie mocy" (2016) było największym hitem w historii box office w Ameryce. Kosztował 245 mln dolarów, a zarobił z samych biletów 2 mld (900 mln w USA i 1,1 mld poza Ameryką). Przebił w ten sposób dotychczasowe hity, m.in. „Avatara", „Piratów z Karaibów" i „Władcę pierścieni". Choć warto zauważyć, że „Avatar" osiągnął większe zyski poza USA, co wskazuje, że „Gwiezdne wojny" to fenomen najmocniej zakorzeniony w Ameryce.

„Łotr 1" zarobił połowę tego, ok. 1 mld dolarów przy podobnych kosztach produkcji. To jednak zrozumiałe, był filmem bez gwiazd, a sama historia nie należała do „kanonicznej".

Premiera „Ostatniego Jedi" jest dla Disneya niezwykle ważna. Czy nowy film podtrzyma sukcesy z dwóch ostatnich lat i osiągnie zbliżone wyniki frekwencyjne do „Przebudzenia mocy"? Czy jednak moc będzie słabnąć, a widownia się wykruszy?

W sytuacji, gdy odbiorcy oswoili się z myślą, że na nowe „Gwiezdne wojny" nie czeka się latami, tylko 12 miesięcy, decydująca może się okazać filmowa jakość. „Przebudzenie mocy" dużo obiecywało jako kontynuacja. Był to film wypełniony cytatami, a jednocześnie zgrabnie łączył stare z nowym i humor z dramatem. Tylko starszych widzów niepokoił trochę gładkością, dostosowaną do potrzeb dzieci i młodzieży. Zupełnie inaczej niż najnowsze opowieści fantastyczne i przygody superbohaterów – drapieżne i realistyczne. Niestety, „Ostatni Jedi" jest jeszcze bardziej dziecinny.

Zaczyna się tam, gdzie skończyła się poprzednia część. Ruch Oporu dowodzony przez gen. Leię Organę zdołał uchronić się przed śmiertelnym ciosem ze strony Nowego Porządku, quasi-nazistowskiej organizacji wyrosłej na gruzach złowieszczego Imperium. Wojna jednak wciąż trwa, a Rebelianci mają nóż na gardle.

Moc ratuje wszystko

Niszczycielskim planem Nowego Porządku kieruje mroczny Snoke, będący nowym odpowiednikiem Imperatora, i jego uczeń Kylo Ren, syn Lei i Hana Solo, który przeszedł na ciemną stronę mocy.

Rozwijane są wcześniejsze wątki. Młoda Rey poznaje tajniki Mocy pod okiem Luke'a Skywalkera na odległej planecie. Kylo Ren ściga Rebeliantów, których prowadzi do boju jego matka Księżniczka Leia. Pod jej dowództwem walczą i prowadzą dywersję pilot Poe Dameron i nawrócony szturmowiec Finn. Dołącza do nich szereg nowych postaci, niestety mało wyrazistych.

Największym problemem jest scenariusz przeładowany papierowymi bohaterami i niekończącymi się ucieczkami-pościgami. Za dużo w tym filmie postaci, wątków, strzelanin i wybuchów oraz zwrotów akcji, które się dokonują, nim zdążymy w nie uwierzyć. Za dużo też dętych przemów i nachalnie ilustrującej muzyki. Mało natomiast tu elementarnej prawdy psychologicznej, ludzkich rozterek i przyczynowo-skutkowej konsekwencji.

W „Ostatnim Jedi" nikt nie umiera naprawdę. W każdej chwili może powrócić, wyskakując jak Filip z konopi. Sprawia to, że space-opera inspirowana mitami zmienia się w lekkostrawną bajkę lub mało wyrafinowany komiks. Tam, gdzie bohaterowie dochodzą do ściany, na pomoc zawsze przychodzi im „Moc". Odbiera to opowiadanej historii jakiekolwiek napięcie.

Słabo wykorzystano atuty drugoplanowych aktorów, Benicia del Toro i Laury Dern, znakomitych artystów, którzy zdają się być nieprzekonani do kosmicznej konwencji. Dla kontrastu warto przypomnieć barwne postacie stworzone przez Bena Mendelsohna i Madsa Mikkelsena w „Łotrze 1". Na plus należy ocenić piękne lokalizacje – Dubrownik, irlandzkie wybrzeże, wyschnięte słone jezioro w Boliwii. Dużo dobrego robi też humor, jest go chyba najwięcej w historii „Gwiezdnych wojen". Żarty sytuacyjne i sarkastyczne dialogi pozwalają przetrwać dwie i pół godziny tej chaotycznej gonitwy. ©?

Wiele się zmieniło od 2012 r., kiedy to George Lucas sprzedał Disneyowi prawa do „Gwiezdnych wojen", ale jedno pozostaje niezmienne. Każda premiera kolejnej części sagi jest owiana tajemnicą. Twórcy „Ostatniego Jedi" robią wszystko, by zachować w tajemnicy treść fabuły do dnia premiery, a pierwsi krytycy w USA, którzy zobaczyli film na przedpremierowym pokazie, pisali oszczędne komentarze utrzymane w tonie: „Jest dobrze, a może nawet bardzo dobrze". Przesadzali.

Precyzyjny plan

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Film
Patrick Wilson, Stephen Fry, laureaci Oscarów – goście specjalni i gwiazdy na Mastercard OFF CAMERA 2024
Film
Drag queen i nie tylko. Dokument o Andrzeju Sewerynie
Film
Kto zdecyduje o pieniądzach na polskiej filmy?
Film
Laureaci Oscarów, Andrzej Seweryn, reżyserka castingów do filmów Ridleya Scotta – znamy pełne składy jury konkursów Mastercard OFF CAMERA 2024!
Film
Patrick Wilson odbierze nagrodę „Pod Prąd” i osobiście powita gości Mastercard OFF CAMERA