Rozmowa z Naomi Kawase, reżyserką filmu "Blask"

Japońska reżyserka Naomi Kawase mówi Barbarze Hollender o filmie „Blask", traumach własnego dzieciństwa i o nadziei, którą zawsze trzeba zachować.

Publikacja: 06.02.2018 17:26

Foto: Aurora Films

Rzeczpospolita: Po premierze „Blasku" na festiwalu w Cannes powiedziała pani, że to film bardzo osobisty.

Naomi Kawase: Bo dotyka problemów percepcji świata i przekazywania swoich wrażeń innym. A więc materii, w jakiej porusza się każdy artysta, zadając pytania o to, jak widzimy świat. Co chcemy w nim dostrzec, czy próbujemy go zrozumieć.

Pani bohater, fotograf tracący wzrok, przeżywa podwójny dramat. Jako człowiek i jako profesjonalista niemogący dłużej uprawiać zawodu, który jest jego pasją.

W czasie pracy nad „Blaskiem" spotkałam wiele osób niewidzących, które zachowywały się i rozmawiały tak, jakby widziały. Opowiadały o swoich doświadczeniach bardzo plastycznie, dokładnie opisywały różne miejsca. Zdarzyło mi się, że ktoś nagle rzucił uwagę: „Jesteś bardzo szczupła". Spytałam: „Skąd wiesz?". „Słyszę w twoim głosie". To prawda, to byli głównie ludzie, którzy – podobnie jak fotograf z filmu – stracili wzrok, ale zachowali w sobie różne obrazy, wspomnienie kolorów. A potem latami przystosowywali się do innej percepcji świata. Mnie jednak interesował ten pierwszy moment. Rozpacz, rezygnacja, a potem próba ułożenia sobie życia od nowa.

Równie ciekawa jest druga bohaterka „Blasku", dziewczyna przygotowująca opisy kadrów, a więc pomagająca osobom niewidzącym zobaczyć film.

Zetknęłam się z pracą audiodeskryptorów, gdy taki opis zyskał któryś z moich filmów. Zobaczyłam wtedy, jak wiele miłości do kina wkładają w swoją pracę. Zaczęłam intensywniej myśleć o percepcji sztuki. Zrozumiałam, że artysta nie powinien wyjaśniać wszystkiego dokładnie, bo odbiera widzowi margines na jego własne interpretacje. Ale też nie może być zbyt enigmatyczny w pokazywaniu świata, bo wtedy nie dostarcza nam dostatecznej inspiracji do własnych przemyśleń. Kiedy staję za kamerą, mam podobny problem jak audiodekryptorzy. Jak uruchomić czyjąś wyobraźnię, a jednocześnie jej nie stłamsić?

W filmach, takich choćby jak „Las w żałobie" czy „Zawsze woda", opowiada pani o przemijaniu i samotności, ale też o poszukiwaniu bliskości i sile życia.

Pewnie odbijają się w nich moje własne myśli i dylematy. Niemal każdy człowiek ma poczucie straty czegoś, co było dla niego ważne. Przeżyłam to w dzieciństwie i myślę, że zaważyło to na tym, kim jestem. W czasach szkolnych świetnie biegałam, mogłam zostać sportsmenką. Ale potem zachwyciłam się kinem. Zrozumiałam, że ono pomoże mi pokonać własne demony. Albo choć trochę je obłaskawić.

To dlatego w pierwszych swoich dokumentach próbowała pani rozliczyć się z własną historią rodzinną? W „Objęciach" szukała pani ojca, w „Ślimaku" stworzyła ciepły portret zastępczej matki.

Byłam adoptowanym dzieckiem, wychowała mnie wspaniała kobieta. Ale zawsze zastanawiałam się, kim był mój ojciec i dlaczego biologiczna matka zostawiła mnie zaraz po porodzie. Czy byłam dzieckiem niechcianym? Czy moich rodziców nie było stać na utrzymanie dziecka? Czy moja matka została porzucona i przelała na mnie niechęć do kogoś, kto ją skrzywdził? Chciałam też zrozumieć, dlaczego się urodziłam. Nigdy się tego nie dowiedziałam. Pewnie dlatego w kinie szukałam odpowiedzi na to pytanie. I podświadomie szukam nadal. A może refleksje, jakie płyną z moich filmów, okażą się ważne jeszcze dla kogoś?

Podobnie jak nadzieja, czasem wbrew wszystkiemu?

Nadzieję trzeba chronić, bez niej nie ma życia.

Kręcąc „Blask", znów pani wróciła z kamerą do Nary, do swoich rodzinnych stron.

Nara jest niezwykłym miejscem. Jestem bardzo przywiązana do jej przyrody. A główne miasto tej prefektury przed wiekami było stolicą Japonii. Dzisiaj straciło polityczne znaczenie. Ale czuje się tu długą, liczącą tysiąc trzysta lat tradycję. Tak naprawdę kino ze swoją nowoczesnością do niej nie pasuje. Ale chciałam, by było tam silniej obecne. W 2010 roku stworzyłam w Narze międzynarodowy festiwal filmowy i myślę, że ludzie coraz bardziej lubią tę imprezę.

Dlaczego festiwal w Narze jest dla pani taki ważny?

Jestem szczęśliwa, gdy do Nary przyjeżdżają twórcy z całego świata. Żyjemy w różnych kulturach, mamy różne problemy i różne charaktery, ale przecież możemy się porozumieć. Także dlatego, że ludzie wszędzie w podobny sposób odczuwają miłość, radość, rozczarowanie, żal. W gruncie rzeczy, gdzieś w środku, jesteśmy do siebie podobni niezależnie od koloru skóry, religii, miejsca zamieszkania i pozycji na społecznej drabinie. Z kina można dowiedzieć się czegoś istotnego o innych, a taka wiedza łączy.

Wierzy pani w siłę sztuki?

Absolutnie. I uważam, że duszę trzeba karmić tak, jak karmi się swoje ciało.

Recenzja

Japonka Naomi Kawase, autorka „Lasu w żałobie", „Zawsze woda", „Kwiatu wiśni i czerwonej fasoli" słynie z delikatności. Jej filmy są pełne zadumy nad przemijaniem, tradycją, siłą życia i miłości. „Blask" też wpisuje się w ten styl. To opowieść o wybitnym fotografie, który traci wzrok, ale też nie tylko o tym, bo drugą bohaterką jest tu młoda dziewczyna zajmująca się audiodeskrypcją filmów. „Blask" stawia zatem pytania: Jak opisać obraz? Co można powiedzieć, by oddać ideę reżysera, a jednocześnie nie narzucić nikomu swojej interpretacji? I jak pracuje wyobraźnia ludzi niewidzących?

„Blask" pokazuje subtelne relacje między dziewczyną a fotografikiem, który żył dotąd poprzez swoje oczy, a teraz musi nauczyć się innego bycia w świecie. Nie jest to zwykły romans, bo Naomi Kawase zadaje pytania natury filozoficznej: Czy są rzeczy, których nie jesteśmy w stanie zrozumieć, nawet jeśli je widzimy? Czy są rzeczy, które zrozumiemy, nawet jeśli ich nie zobaczymy?

Film nie popada w sentymentalizm. Japońska reżyserka zostawia widzom nadzieję, ale nie serwuje happy endu. Bohaterowie próbują dać sobie radę z życiem, z własnymi niemożnościami. Czy im się uda? To kwestia otwarta. —bh

Sylwetka

Naomi Kawase

Reżyserka, scenarzystka

Urodzona w 1969 roku, wychowała się w rolniczej części prowincji Nara. Skończyła szkołę fotografii w Osace. Karierę filmową zaczęła jako dokumentalistka. Jej najważniejsze fabuły to: „Suzaku" (Złota Kamera, Cannes 1997), „Las w żałobie" (Grand Prix, Cannes 2007), „Zawsze woda" (2014), „Kwiat wiśni i czerwona fasola" (2015).

Rzeczpospolita: Po premierze „Blasku" na festiwalu w Cannes powiedziała pani, że to film bardzo osobisty.

Naomi Kawase: Bo dotyka problemów percepcji świata i przekazywania swoich wrażeń innym. A więc materii, w jakiej porusza się każdy artysta, zadając pytania o to, jak widzimy świat. Co chcemy w nim dostrzec, czy próbujemy go zrozumieć.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Film
„Back To Black” wybiela mrok życia Amy Winehouse
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Film
Rosja prześladuje jak za Stalina, a Moskwa płonie w „Mistrzu i Małgorzacie”
Film
17. Mastercard OFF CAMERA: Nominacje – Najlepsza Aktorka, Aktor i Mastercard Rising Star
Film
Zbrojmistrzyni w filmie "Rust" skazana na 18 miesięcy więzienia
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Film
„Perfect Days” i "Anselm" w kinach. Wim Wenders uczy nas spokoju