Historię młodej kobiety, która żyje na wsi. Jej mąż pracuje za granicą, on sama wychowuje dwoje dzieci i nie może dać sobie rady z własnymi pragnieniami, tęsknotami, marzeniami. Jest tu też portret polskiej prowincji, która po ’89 roku wcale nie stała się zamożna, nowoczesna i otwarta. Jadowska dotyka problemów polskiego katolicyzmu i emigracji.

 

„Dzikie róże” to jeden z najbardziej skrzywdzonych polskich filmów ostatniego czasu. Nie dostał on szansy walczenia o gdyńskie Złote Lwy, a więc i na promocję, jaką zapewnia każdemu tytułowi konkurs główny. Ale widać najtrudniej jest być prorokiem we własnym kraju. Potem ten oryginalny obraz wygrał międzynarodowe festiwale w Cottbus i Sztokholmie, gdzie Impact Award przyznawana jest artystom, w których twórczości odbija się współczesny świat. W uzasadnieniu jurorzy napisali, że „Dzikie róże” są metaforą niezłomności człowieka. Kiepską krajową passę filmu przełamali przed dwoma miesiącami krytycy, przyznając mu swoją Złotą Taśmę, a także członkowie Polskiej Akademii Filmowej przyznając reżyserce nominację w kategorii najlepszej reżyserii. Teraz nagrodzili Jadowską koledzy po fachu czyli reżyserzy.

W finale konkurentami „Dzikich róż” byli dwaj świetni twórcy. Andrzej Jakimowski – autor jednego z najważniejszych i najmądrzejszych polskich filmów ostatniego roku - „Pewnego razu w listopadzie”, gdzie opowiedział o zachłanności kapitalistycznej Polski, trudnej sytuacji inteligencji, bezdomności, ale też o rodzeniu się w kraju neonazizmu. Drugim finalistą byl Łukaszowi Ronduda za „Serce miłości” - film o cenie życia w sztuce i dla sztuki zainspirowany autentycznym związkiem Wojtka Bąkowskiego i Zuzanny Bartoszek.

Nominacje do nagrody mieli też: Piotr Domalewski za „Cichą noc”, Norman Leto za „Photon”, Paweł Maślona za „Atak paniki” oraz Jagoda Szelc za „Wieżę. Jasny dzień”.
Nagroda im Krzysztofa Krauzego została przyznana po raz trzeci. Jej poprzednimi laureatami byli: Grzegorz Królikiewicz i Wojciech Smarzowski.