I choć obecne polskie władze na liberałach wieszają psy, a Francuzów uczą jeść widelcem, to stwierdzenie francuskiego myśliciela wprowadzają w życie jak najpilniejszy uczeń.

Rząd szykuje bowiem przedsiębiorcom na rok 2021 ścieżkę zdrowia, której wielu może nie wytrzymać. Z jednej strony mówi o „estońskim CIT", z drugiej zaś nadal „uszczelnia" podatki. Gwoździem programu lub raczej gwoździem do trumny niektórych przedsiębiorców jest CIT dla spółek komandytowych. Otrzymały one status płatnika podatku dochodowego. Ponadto próg pozwalający na skorzystanie z obniżonej, 9-proc. stawki podatku CIT podniesiono z 1,2 do 2 mln euro przychodów. Natomiast limit odliczenia tzw. ulgi abolicyjnej ustalono na... 1360 złotych.

Jeszcze w październiku minister finansów deklarował, że w nowym roku żaden podatek „ani o 1 grosz" nie zostanie podwyższony. W ciągu ledwie kilkudziesięciu dni narracja zmieniła się całkowicie. Rząd z trudem wydusił z siebie, że finanse publiczne wcale nie są w rewelacyjnym stanie. I trzeba łatać dziury. Podatek handlowy, czyli skok na kasę sklepów wielkopowierzchniowych okazał się dopiero początkiem „przyjemności". Pozostałe to podatek cukrowy, podatek od alkoholu w małych butelkach, wspominany podatek CIT od spółek komandytowych oraz opłata przekształceniowa OFE.

Wzrosną też podatki: od nieruchomości, od deszczu, ograniczeniu ulegnie ulga abolicyjna (to podwyższy wymiar podatku dochodowego). Dodatkowo utrzymana zostanie podwyższona stawka VAT, która przecież powinna ulec automatycznemu obniżeniu. Jest też tzw. opłata mocowa, która sprawi, że nasze rachunki za energię również będą wyższe. To nie koniec. Następne „podatkowe prezenty" to zmuszenie branż gastronomicznej, hotelarskiej i handlu węglem do posiadania kas fiskalnych działających online. A takie urządzenia tanie nie są. To wydatek, który zaboli szczególnie tych najmniejszych. Kolejne branże zostaną zobligowane do wymiany kas na modele online w połowie roku. Na horyzoncie jest też projekt krajowego systemu e-faktur, który może trafić do Sejmu już na początku 2021 roku. System informacji finansowej i centralna baza faktur pozwoliłyby lepiej patrzeć na ręce obywatelom... i łatwiej ich karać. A na deser zostają gigantyczne grzywny, które czekają tych, którzy nie dopełnią nowych obowiązków. Np. nawet 1,5 mln złotych za brak informacji o rachunkach bankowych.

Efekty fiskalnej ofensywy rządu mogą okazać się jednak... mizerne. Polscy przedsiębiorcy od dekad walczą z głupimi przepisami i podatkowymi absurdami. Na podatek od „małpek" odpowiedzieli wprowadzeniem butelek... odrobinę większych od pojemności określonej w przepisach. Na pewno znajdą i inne „patenty". To efekty „krzywej Laffera". Zgodnie z tą ideą, wielokrotnie potwierdzoną w praktyce, podnoszenie podatków zaczyna od pewnego momentu przynosić... zmniejszenie wpływów budżetowych. Rządzący Tocqueville'a już przeczytali. Najwyższa pora, żeby poznali Laffera.