Nawet kibole, których dawniej interesowały tylko stadionowe burdy, dziś występują jako patrioci gotowi do krwawej walki za Ojczyznę.

Czy to wynik propagandy historycznej rządzącej partii, którą co bezczelniejsi jej poplecznicy mianują na wyrost „polityką"? Nie, bo zaczęło się wcześniej, nim Prezes zasiadł u władzy. Czy to efekt zakłamania czasów komunistycznych, a potem zaniechania budowy narodowej wspólnoty i pamięci przez kolejne rządy wolnej Polski? Nie, bo przez wiele lat nikomu to nie przeszkadzało, a na słowa o patriotyzmie ówcześni młodzi ze wzgardą wydymali wargi. Więc może następstwo pokoleń, wygaszenie prawdziwej pamięci o wojnie jako zbiorowym nieszczęściu, którą pielęgnują tylko najstarsi z żyjących? Nowe pokolenia widzą ją jako przygodę, nie pojmują, że wizja nieskalanego narodu stawiającego czoła zewnętrznym wrogom jest anachroniczna, że w dzisiejszym świecie o potędze decyduje coś innego. Jeśli tak, to dokonująca się przemiana jest zwiastunem kolejnego upustu krwi, który w końcu nadciągnie, bo oto rodzi się przyzwolenie.

Ale zapewne jest jeszcze gorzej, bo przez te pieśni, slogany i upstrzone symbolami ubiory przemawia strach. Obawa przed przyszłością, która jeszcze 20 lat temu jawiła się jako piękna obietnica, a dziś nieodwołalnie wyłazi stamtąd upiór biedy, katastrofy klimatycznej i upadku demokracji. Ukojeniem jest tylko nostalgia; ona nie jest konserwatyzmem, bo ten pragnie zachować wszystko, co w przeszłości było dobre, będąc otwartym na wyzwania jutra. Nostalgia jest odruchem przerażenia domagającym się powrotu do tego, co było, kiedy powrót jest od dawna niemożliwy. Ta sama nostalgia, która wyprowadza Wielką Brytanię z Unii i kłamie, że „znowu będzie wielka", a w USA wyniosła do władzy najgorszego z możliwych prezydentów.

Czy ich rozpacz zostanie zrozumiana, nim będzie za późno?