Zaczęło się od ataku na konserwatywnych dziennikarzy, którzy wkładając opaski powstańcze, ośmielili się jakoby zhańbić w ten sposób dorobek Armii Krajowej, potem dostało się za to samo uczestnikom Biegu Powstańczego. Teraz z kolei każdy, kto nie przyłączył się do chóru krytyków PiS, określany jest mianem „narodowego socjalisty".

Wszystko to doskonale wpisuje się w narrację o Polsce jako „państwie faszystowskim". W taki sposób opisał nasz kraj Chris Hedges, współpracownik kremlowskiej Russia Today, którego rozmówcami byli Piotr Stasiński i Jarosław Kurski – obaj należący do ścisłego kierownictwa „Gazety Wyborczej". Hedges w swoim kuriozalnym artykule opisał Muzeum Powstania Warszawskiego jako instytucję służącą „repolonizacji" historii i negującą antysemityzm Armii Krajowej. Obaj jego rozmówcy z „Gazety Wyborczej" odcięli się od tych tez, gdy tylko artykuł wywołał oburzenie w Polsce. Nie zmienia to jednak faktu, że wizja historii, w której można zrelatywizować każde niemal wydarzenie z przeszłości – i w rezultacie zakłamać jego kontekst i istotę – jest w ich środowisku ciągle popularna.

Naturalnie fakty historyczne można interpretować z różnych punktów widzenia. Można i trzeba odnosić się krytycznie do wielu wydarzeń. Trudno jednak zaakceptować fakt, że nasza rodzima liberalna lewica zwykle spogląda na polską historię z perspektywy bardzo odległej, by nie rzec obcej. Można zrozumieć, że kremlowski propagandysta przedstawia Armię Krajową jako bandę antysemitów, można zrozumieć, że Niemcy – wbrew faktom – chcą podzielić się z Polakami odpowiedzialnością za Holokaust. Ale trudno zrozumieć, że podobny punkt widzenia próbują imitować niektórzy nasi antypisowscy postępowcy.

Jest jeszcze złagodzona, patchworkowa wersja historii. Taka, w której nie istnieje żadna racja moralna, żadna obiektywna prawda. W tej interpretacji komunista równy jest żołnierzowi AK, ubecja równa niepodległościowemu podziemiu, a Kukliński Jaruzelskiemu. To wersja równie szkodliwa, bo żeruje na słabej wiedzy odbiorców, którym co prawda nie da się wmówić, że Polacy walczyli w wojnie po stronie Hitlera, ale jeśli im się powie, że Jaruzelski uchronił Polskę przed sowiecką interwencją, to w to już uwierzą.

Wojna z historią, nieustanne relatywizowanie faktów osłabiają narodową tożsamość. Skazują nas na brak przeszłości, tworzą człowieka wewnętrznie podbitego, upodlonego, niewolnika. Chciałbym wierzyć, że lewicowe eksperymenty z historią są tylko intelektualną prowokacją. Ale jakoś nie potrafię.