Trywialną byłaby kpina z półprawd, jakie co dzień przedstawia minister Szumowski, uwiarygodniając je zmęczoną buzią i niewinnym spojrzeniem. Dzielnie sekunduje mu premier, ale ten wyga bankowy niejedną już bujdę wypuścił z kamienną twarzą i zdążyliśmy się przyzwyczaić. Jak śmiem? Przecież to liderzy słupków zaufania, komu ma wierzyć społeczeństwo pozamykane w domach i wepchnięte w swoje maseczki, jak nie dzielnym mężczyznom, którzy każdego wieczora pojawiają się w telewizji (nawet w TVN), opowiadając, jak wiodą Polaków przez czerwone morze koronawirusa?

Zagrożenie skupia ludzi wokół władzy. Nie zmienia się koni podczas przeprawy. Dlatego Churchill był idolem Brytyjczyków, dopóki trwała wojna, ale zaraz po niej przegrał wybory z bezbarwnym przeciętniakiem. Dlatego premier Włoch, który przypadkiem dostał się na fotel, jest dziś bohaterem narodowym, choć kraj tak strasznie ucierpiał. Nie tylko polityk nazywany w skrócie PAD (Pan Andrzej Długopis) liczy, że dzięki wirusowi prześlizgnie się przez wybory. I tak dalej, i tak dalej...

Ale łatwo dostrzec gliniany postument tego pomnika. Mało testów to mniej chorych i mniejsze wydatki. Polska wykonuje więc ich dużo mniej niż inne państwa UE (lepsi jesteśmy tylko od Rumunii), dlatego liczba zarażonych może być trzy razy większa, niż to się podaje. Ale idolom wierzy nie tylko „ciemny lud" (jak powiadał pewien zdymisjonowany polityk), ale nawet Niemcy, gdzie jakaś gazeta uznała Polskę na wzór skuteczności. Przypomnijmy, jak ci panowie chwalili się naszym przygotowaniem w czasach, gdy epidemia szalała już w Chinach i we Włoszech. W 1939 roku też mieliśmy nie oddać „guzika od munduru", a jak było – wiemy. Teraz nie uratuje nas nawet spektakl z Antonowem w połowie pustym.

Ale samotność w domach ma dobre strony. Kiedyś Arthur Miller nazwał ją „siostrą buntu", bo w odosobnieniu rodzą się myśli i dlatego boi się jej każdy satrapa; on preferuje jazgot telewizji albo beztroski hałas disco polo. Jacy wyjdziemy z naszych ciasnych i zamkniętych dziś mieszkań? Czy znienawidzimy się jeszcze bardziej, czy coś ważnego urodzi się nam w głowach?