Te dwa wydarzenia dzieliło tylko kilkanaście dni. W ostatnią niedzielę obchodzono po raz drugi Narodowy Dzień Pamięci Polaków Ratujących Żydów pod Okupacją Niemiecką, a na początku marca TVP pokazała premierowy spektakl Teatru Telewizji – „Cenę" Jerzego Zelnika na podstawie powieści Waldemara Łysiaka. Krótki odstęp czasu i prawdziwa przepaść w nastroju i sposobie myślenia o historii.

Stary, zniedołężniały arystokrata zostaje wciągnięty przez oficera gestapo do gry, w której ten pierwszy nie ma szans na zwycięstwo. Może wykupić syna aresztowanego kilka godzin wcześniej przez Niemców, ale pod dwoma warunkami. Zapłacić musi nie tylko za wolność jego, ale też trzech innych aresztowanych, a na ich miejsce wskaże cztery osoby, które następnego ranka zostaną rozstrzelane. Zapłacić musi więc nie tylko pieniędzmi, ale też duszą, współudziałem w morderstwie.

Teatr, jak żadne inne miejsce, nadaje się do mówienia o historii. Wszystko dzięki jego klaustrofobiczności, ograniczeniu przestrzeni nie tylko fizycznej – sceny i dekoracji, ale przede wszystkim moralnej – wolności i decyzji. Dramat wrzuca swoich bohaterów w okoliczności, które nie pozwalają im pozostać bez winy, gdzie każdy czyn ma swoją cenę. Jeżeli jest inaczej, to przestaje być dramatem, a staje się szkolną akademią. Musi być wierny zasadzie obowiązującej od czasów greckiej tragedii, której bohaterowie grzeszyli wbrew swojej woli albo co najwyżej bez jej udziału, nieświadomie.

Przestrzeń państwowych obchodów, nie tylko tych niedzielnych, ale wszystkich innych, jest dużo szersza. Bohaterowie dramatów stają się w niej niewidoczni i niezrozumiali. Obchody potrzebują herosów, postaci z greckich eposów, a nie tragedii. Tych, którzy dokonywali wielkich czynów po to, żeby zostać zapamiętanymi przez potomnych. Dla których okoliczności były tylko tłem, na którym mogli się wykazać.

Pamięć o Polakach ratujących Żydów, jeżeli ma być sprawiedliwa, musi być pamięcią tragiczną. Nie tylko czynów, ale też okoliczności; tak samo bohaterstwa, jak i jego ceny. Bo historia, zwłaszcza nasza, ma w sobie więcej z tragedii niż z eposu.