Mariusz Cieślik: Transformacja disco polo

Jak do tego doszło, nie wiem – że zacytuję klasyka – ale filmowa biografia Zenka Martyniuka jest chyba najciekawszym obrazem transformacji od czasu premiery „Psów".

Aktualizacja: 20.02.2020 21:09 Publikacja: 20.02.2020 18:38

Mariusz Cieślik: Transformacja disco polo

Foto: Materiały Prasowe

Oczywiście jest to obraz specyficzny, tak jak specyficzna była perspektywa przyjęta przez Władysława Pasikowskiego, który przemiany ustrojowe i gospodarcze pokazał przez pryzmat losów byłych ubeków.

W „Zenku" opowieść oczywiście koncentruje się na muzyce. A jej granie nie jest, jak wiemy, powszechnym zajęciem. Ale główny problem polega na tym, że film jest udany jedynie do połowy. Zatem to, co najlepsze, dzieje się mniej więcej do roku 1990. Później w „Zenku" przestajemy czuć nieco tandetny zapach tamtych czasów. Zapach takiego np. mydełka Fa, uwiecznionego w discopolowej piosence, która w założeniu miała być parodią disco polo. Prawda, że ciekawe to były czasy?

Każdy, kto je pamięta i miał okazję obserwować je z perspektywy prowincji, poczuje tę atmosferę schyłku lat 80. w kolejnych kadrach z biednego Podlasia, gdzie zabawy odbywają się w remizach ozdobionych kolorową bibułą; gdzie chłopcy marzą o plakatach z „Bravo" i fascynują się piosenkami oraz stylem gwiazd new romantic. Był to świat rozpięty między marzeniami o Zachodzie i tradycyjną religijnością, między komunistyczną szarością i raczkującym polskim kapitalizmem. I tak właśnie pokazano go w „Zenku", ale kiedy już bohater odnosi pierwszy sukces i dowiaduje się, że ludzie kupują jego kasety, zaczyna się zupełnie inna historia. Niestety, mało ciekawa.

Zatem znowu się nie udało, choć były wszelkie dane po temu, by tym razem było inaczej. Pamiętam te czasy, kiedy krytycy domagali się od pisarzy WIELKIEJ POWIEŚCI o transformacji. Zamiast tego mamy kilka ciekawych obrazów w „Domu dziennym, domu nocnym" Olgi Tokarczuk oraz w „Opowieściach galicyjskich" Andrzeja Stasiuka. I chyba niewiele ponad to. Przez 30 lat nie udało się też przekonująco opowiedzieć o transformacji w filmie. Dlaczego? Czynników pewnie jest wiele, ale jedna z odpowiedzi, które przychodzą do głowy, brzmi, że beneficjenci transformacji nie potrafią zrozumieć jej ofiar. A to beneficjenci piszą książki i robią filmy.

Ofiary wyjechały za granicę albo ledwie wiążą koniec z końcem i nie mają swojego głosu. To trochę tak, jak z filmową biografią Martyniuka. W „Zenku" nie słyszymy piosenek disco polo, jakby twórcy filmu się ich wstydzili. Dlatego taki obraz powinien zrobić ktoś, kto je lubi. Tyle że wśród reżyserów nikogo takiego nie ma.

Autor jest publicystą Programu III Polskiego Radia

Oczywiście jest to obraz specyficzny, tak jak specyficzna była perspektywa przyjęta przez Władysława Pasikowskiego, który przemiany ustrojowe i gospodarcze pokazał przez pryzmat losów byłych ubeków.

W „Zenku" opowieść oczywiście koncentruje się na muzyce. A jej granie nie jest, jak wiemy, powszechnym zajęciem. Ale główny problem polega na tym, że film jest udany jedynie do połowy. Zatem to, co najlepsze, dzieje się mniej więcej do roku 1990. Później w „Zenku" przestajemy czuć nieco tandetny zapach tamtych czasów. Zapach takiego np. mydełka Fa, uwiecznionego w discopolowej piosence, która w założeniu miała być parodią disco polo. Prawda, że ciekawe to były czasy?

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Dlaczego Hołownia krytykuje Tuska za ministrów na listach do PE?
Opinie polityczno - społeczne
Dubravka Šuica: Przemoc wobec dzieci może kosztować gospodarkę nawet 8 proc. światowego PKB
Opinie polityczno - społeczne
Piotr Zaremba: Sienkiewicz wagi ciężkiej. Z rządu na unijne salony
Opinie polityczno - społeczne
Kacper Głódkowski z kolektywu kefija: Polska musi zerwać więzi z izraelskim reżimem
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Wybory do PE. PiS w cylindrze eurosceptycznego magika