Ilgner: Gdy Hołownia płacze...

...To dziwne uczucia mnie ogarniają. Mój umysł i serce. Uczucia ambiwalentne, czyli przeciwstawne. Obrazowo - jest to stan, gdy widzimy, jak teściowa spada w przepaść w naszym nowym samochodzie.

Aktualizacja: 07.05.2020 22:06 Publikacja: 07.05.2020 21:55

Ilgner: Gdy Hołownia płacze...

Foto: AFP

Bo z jednej strony nie jestem człowiekiem pozbawionym empatii, a przynajmniej takie mam o sobie mniemanie. Staram się rozumieć ludzi, nie oceniając ich poglądów, poczynań. Potrafię przybliżyć się do ludzkich uczuć i emocji, poza emocjami kiboli stadionowych.

Wyjątek drugi, to ocena osób publicznych, które wpływają na naszą rzeczywistość z pominięciem ohydnego zwyczaju komentowania ich narodowości, orientacji seksualnej i tego, czy ich ojcowie lub dziadkowie walczyli w Wehrmachcie czy Armii Czerwonej.

Zatem Szymon Hołownia, jako jeden z wielu kandydatów do najwyższego urzędu w państwie, wydaje się być przemiłym, wrażliwym człowiekiem. Życiorys ma "czysty". Pokazał się z jak najlepszej strony jako dziennikarz, prezenter, także człowiek, któremu nieobojętne są losy ludzi w najbiedniejszych częściach świata.

Łzy, które ocierał przed kamerą, by nie skapnęły na okładkę Konstytucji, w dodatku dwoma dłońmi, choćby nawet były pijarowym pokazem mistrzowskiego aktorstwa, zapewne na niejednym potencjalnym wyborcy musiały zrobić wrażenie.

Delikatny, wrażliwy człowiek chcący ratować z upadku Polaków. Lecz - na miły Bóg! - jakiż z niego polityk? Jakie ma doświadczenia polityczne, jakie osiągnięcia? Co, poza dobrymi chęciami, może nam zaprezentować?

Odniosłem nieodparte wrażenie, że kandydat, pokazem tym odwoływał się do niemających zielonego pojęcia o twardych zasadach polityki potencjalnych swoich wyborców: kleryków, maturzystek i zniewieściałej części męskiego elektoratu. I choćby wszystkie koleżanki pani Szczuki okrzyknęły mnie seksistą, choćby nawet w Środę, zdania nie zmienię. Polsce potrzebny jest człowiek mądry, twardy, zdecydowany. Niezależny. Mąż stanu o wybitnej inteligencji, etyce, wizji państwa rządzonego przy współudziale wszystkich obywateli.

Ktoś, kto potrafi ukryć swoje emocje, bo to elementarz dyplomacji. Co prawda, pan Hołownia tłumaczył w "Kropce nad i" Monice Olejnik (05.05), że płacze nieczęsto, tylko przy okazji narodzin dziecka i rozważaniach o konstytucji, i że łez tych się nie wstydzi, bo nie tacy jak on płakali. Podał jako przykład łzy Baracka Obamy - byłego prezydenta Stanów Zjednoczonych Ameryki, i czyjeś tam jeszcze. Nie dodał, co oczywiste, że Obama, poza komplementowaniem państw, które odwiedzał, niczego więcej nie dokonał. O ile dobrze pamiętam, Grzegorz Schetyna też popłakiwał, lecz czy ktokolwiek powie o nim, że to wybitny polityk? Czy ktokolwiek może wyobrazić sobie płaczącego Napoleona? Czy słyszał kto lub widział, jak płacze Winston Churchill? Czy jest do wyobrażenia płaczący Piłsudski? Zatem, co powoduje, że inteligentny człowiek nagle chce zostać prezydentem. Jaką siłę swojej osobowości może pokazać np. Putinowi, by potraktował go z szacunkiem i powagą ?

Czyżby Hołownia poszedł w ślady madame Ogórek, aktualnej propagandystki TVP, która w jakimś wywiadzie powiedziała, że ot, tak sobie wystartowała w 2015 roku w wyborach prezydenckich za poparciem Sojuszu Lewicy Demokratycznej (2,4 proc. poparcia - sądny dzień Leszka Millera), dziś mówiąc rozkosznie, że chciała w ten sposób przetestować swoją popularność i ewentualnie założyć własną partię.

"Niech każdy kto chce kandyduje"- twierdzi Jan Pietrzak, kandydat w wyborach prezydenckich w 1995 roku (1,12 proc. głosów poparcia). Niegdyś kabareciarz, twórca przepięknej piosenki, dzisiaj na powrót kabareciarz. Tyle, że polityczny. Lecz, czy takie działania nie są tragiczną emanacją politycznej gry rządzących, namawianiem do "zabawy w politykę", by wywołać kolejną falę chaosu? Trudno powiedzieć.

Zatem i mnie płakać się chce, gdy myślę o tym, że wielomilionowy nasz Naród przez 30 lat nie wykształcił klasy politycznej z przywódcami zdolnymi uczciwie i sprawnie zarządzać i kontrolować rządzących - w razie potrzeby hamować ich dyktatorskie zakusy. Rozpacz mnie ogarnia, gdy słyszę, jak jeden z pretendentów do prezydentury oświadcza, że szabli z dłoni nie wypuści, i do upadłego będzie nią walczyć. Z kim i gdzie - pytam? W ciemnym pokoju? Kolejna kandydatka niemałej partii powiada, że wystartuje w wyborach, lub nie, a ktoś tam jeszcze, poza oklepanymi frazesami proponuje milion mieszkań w ciągu 10 lat. Katastrofa. Na stercie szczątków demokracji łzy Hołowni. Przy odrobinie wyobraźni- symboliczne. A poza tym, jak się ma żonę, która jest pilotem myśliwca MiG-29, to doprawdy można uznać za wyczyn, że Hołownia nie płacze bez przerwy. Choć, kto wie, czy to właśnie jego żona nie byłaby najlepszą kandydatką.

Łzy, które ocierał przed kamerą, by nie skapnęły na okładkę Konstytucji, w dodatku dwoma dłońmi, choćby nawet były pijarowym pokazem mistrzowskiego aktorstwa, zapewne na niejednym potencjalnym wyborcy musiały zrobić wrażenie.

Delikatny, wrażliwy człowiek chcący ratować z upadku Polaków. Lecz - na miły Bóg! - jakiż z niego polityk? Jakie ma doświadczenia polityczne, jakie osiągnięcia? Co, poza dobrymi chęciami, może nam zaprezentować?

Odniosłem nieodparte wrażenie, że kandydat, pokazem tym odwoływał się do niemających zielonego pojęcia o twardych zasadach polityki potencjalnych swoich wyborców: kleryków, maturzystek i zniewieściałej części męskiego elektoratu. I choćby wszystkie koleżanki pani Szczuki okrzyknęły mnie seksistą, choćby nawet w Środę, zdania nie zmienię. Polsce potrzebny jest człowiek mądry, twardy, zdecydowany. Niezależny. Mąż stanu o wybitnej inteligencji, etyce, wizji państwa rządzonego przy współudziale wszystkich obywateli.

Ktoś, kto potrafi ukryć swoje emocje, bo to elementarz dyplomacji. Co prawda, pan Hołownia tłumaczył w "Kropce nad i" Monice Olejnik (05.05), że płacze nieczęsto, tylko przy okazji narodzin dziecka i rozważaniach o konstytucji, i że łez tych się nie wstydzi, bo nie tacy jak on płakali. Podał jako przykład łzy Baracka Obamy - byłego prezydenta Stanów Zjednoczonych Ameryki, i czyjeś tam jeszcze. Nie dodał, co oczywiste, że Obama, poza komplementowaniem państw, które odwiedzał, niczego więcej nie dokonał. O ile dobrze pamiętam, Grzegorz Schetyna też popłakiwał, lecz czy ktokolwiek powie o nim, że to wybitny polityk? Czy ktokolwiek może wyobrazić sobie płaczącego Napoleona? Czy słyszał kto lub widział, jak płacze Winston Churchill? Czy jest do wyobrażenia płaczący Piłsudski? Zatem, co powoduje, że inteligentny człowiek nagle chce zostać prezydentem. Jaką siłę swojej osobowości może pokazać np. Putinowi, by potraktował go z szacunkiem i powagą ?

Czyżby Hołownia poszedł w ślady madame Ogórek, aktualnej propagandystki TVP, która w jakimś wywiadzie powiedziała, że ot, tak sobie wystartowała w 2015 roku w wyborach prezydenckich za poparciem Sojuszu Lewicy Demokratycznej (2,4 proc. poparcia - sądny dzień Leszka Millera), dziś mówiąc rozkosznie, że chciała w ten sposób przetestować swoją popularność i ewentualnie założyć własną partię.

"Niech każdy kto chce kandyduje"- twierdzi Jan Pietrzak, kandydat w wyborach prezydenckich w 1995 roku (1,12 proc. głosów poparcia). Niegdyś kabareciarz, twórca przepięknej piosenki, dzisiaj na powrót kabareciarz. Tyle, że polityczny. Lecz, czy takie działania nie są tragiczną emanacją politycznej gry rządzących, namawianiem do "zabawy w politykę", by wywołać kolejną falę chaosu? Trudno powiedzieć.

Zatem i mnie płakać się chce, gdy myślę o tym, że wielomilionowy nasz Naród przez 30 lat nie wykształcił klasy politycznej z przywódcami zdolnymi uczciwie i sprawnie zarządzać i kontrolować rządzących - w razie potrzeby hamować ich dyktatorskie zakusy. Rozpacz mnie ogarnia, gdy słyszę, jak jeden z pretendentów do prezydentury oświadcza, że szabli z dłoni nie wypuści, i do upadłego będzie nią walczyć. Z kim i gdzie - pytam? W ciemnym pokoju? Kolejna kandydatka niemałej partii powiada, że wystartuje w wyborach, lub nie, a ktoś tam jeszcze, poza oklepanymi frazesami proponuje milion mieszkań w ciągu 10 lat. Katastrofa. Na stercie szczątków demokracji łzy Hołowni. Przy odrobinie wyobraźni- symboliczne. A poza tym, jak się ma żonę, która jest pilotem myśliwca MiG-29, to doprawdy można uznać za wyczyn, że Hołownia nie płacze bez przerwy. Choć, kto wie, czy to właśnie jego żona nie byłaby najlepszą kandydatką.

Bo z jednej strony nie jestem człowiekiem pozbawionym empatii, a przynajmniej takie mam o sobie mniemanie. Staram się rozumieć ludzi, nie oceniając ich poglądów, poczynań. Potrafię przybliżyć się do ludzkich uczuć i emocji, poza emocjami kiboli stadionowych.

Wyjątek drugi, to ocena osób publicznych, które wpływają na naszą rzeczywistość z pominięciem ohydnego zwyczaju komentowania ich narodowości, orientacji seksualnej i tego, czy ich ojcowie lub dziadkowie walczyli w Wehrmachcie czy Armii Czerwonej.

Pozostało 94% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Dubravka Šuica: Przemoc wobec dzieci może kosztować gospodarkę nawet 8 proc. światowego PKB
Opinie polityczno - społeczne
Piotr Zaremba: Sienkiewicz wagi ciężkiej. Z rządu na unijne salony
Opinie polityczno - społeczne
Kacper Głódkowski z kolektywu kefija: Polska musi zerwać więzi z izraelskim reżimem
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Wybory do PE. PiS w cylindrze eurosceptycznego magika
Opinie polityczno - społeczne
Tusk wygrał z Kaczyńskim, ograł koalicjantów. Czy zmotywuje elektorat na wybory do PE?