Później jednak przypomniałem sobie, że kilkoro spośród twórców podpisanych pod listem wystosowanym w tej sprawie opowiadało mi o tym, co na imprezie się dzieje. A bywają tam nazwiska doprawdy pierwszoligowe: Zygmunt Miłoszewski, Dorota Masłowska, Olga Tokarczuk, Jakub Żulczyk.

Słyszałem kilkukrotnie od samych zainteresowanych, że targi są wielkim sukcesem, do pisarzy ustawiają się kolejki, czytelnicy stawiają się tłumnie, ale jednocześnie organizacja pozostawia wiele do życzenia. List, pod którym podpisało się kilkudziesięciu autorów, to wszystko potwierdza, dopełniając obrazu takimi szczegółami, jak brak przejść między stoiskami czy fatalna komunikacja hali targowej z miastem. Pisarze twierdzą wręcz, że w ścisku i duchocie zdarzają się przypadki omdleń.

Z jednej strony sama historia jest dość typowa dla tego, jak rozwija się współczesna Polska. Wszyscy znamy przecież drogie osiedla, gdzie nie ma miejsc parkingowych, i „business parki” wybudowane w środku kartofliska, gdzie nie ma żadnej publicznej komunikacji. Z drugiej strony fatalne warunki na imprezie bądź co bądź kulturalnej uwłaczają zarówno twórcom, wydawcom, jak i czytelnikom.

Ale jednocześnie jest to najbardziej krzepiąca informacja, jaką usłyszałem w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy. Nie wszystko jeszcze stracone. Z Polakami nie jest tak źle. Jest dla nas jakaś nadzieja, skoro do pisarzy ustawiają się tłumy żądnych kontaktu czytelników. Wszyscy chyba wiemy, że społeczeństwa, które nie czytają, skazują się na cywilizacyjną zapaść. A w tej kwestii Polska od lat jest na równi pochyłej. Na szczęście, wbrew marksistom, w przemianach społecznych nie obowiązuje żaden determinizm. Na razie baza nie nadąża za nadbudową, ale to kiedyś się zmieni. Ważne, żeby było na czym nadbudowywać.

Autor jest zastępcą dyrektora Programu III Polskiego Radia