W roku zamrożonych cen energii klienci indywidualni nie odczuwają wzrastających cen prądu. Ale pytanie, które coraz głośniej słychać, brzmi: „Co będzie w roku przyszłym?". Czy rząd po raz kolejny sięgnie do naszej wspólnej, czyli budżetowej, kasy i kosztem minimum 10 mld zł znów zamrozi ceny?
Krótka kołdra
W roku podwójnych wyborów, ale przede wszystkim po wzroście gospodarki o ponad 5 proc. było z czego zapłacić za zamrożenie cen. Ale wzrost kosztów socjalnych, które zapowiedział ostatnio rząd (500+ na pierwsze dziecko, trzynasta emerytura), uszczuplił zasoby budżetowe państwa.
Pieniądze, które w tym roku zostały zagwarantowane na rekompensaty dla firm, by utrzymać poziom cen energii z połowy zeszłego roku, są znacząco za małe. Gdy Ministerstwo Energii przedstawiło logarytm, na podstawie którego rozdzielone będą pieniądze w skali całego kraju, okazało się, że brakuje nawet 7 mld złotych. Ta kwota zostanie „rozsmarowana" między wszystkie spółki sprzedające prąd, więc po tym roku firmy będą już mocno poobijane finansowo, bo pieniędzy nie starczy, by pokryć wszystkie straty.
Spodziewam się, że jednym z efektów tego procesu będzie zamrożenie przez spółki dystrybucyjne części inwestycji, a to znaczy, że rozwój np. elektromobilności, a co za tym idzie budowa na szerszą skalę stacji ładowania pojazdów może być znacząco opóźniona.
Mobilność – co ze skutecznością?
Elektromobilność to nie tylko szansa biznesowa, to wybór cywilizacyjny. Znaczące zmniejszenie emisyjności transportu to wielkie wyzwanie dla świata, więc i dla nas również. Pytanie tylko, czy odpowiednio wykorzystujemy szanse, jakie mamy.