W piątek w szeroko komentowanym wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” szef polskiej dyplomacji Zbigniew Rau przyznał: „Prezydent Joe Biden utożsamia Europę z Niemcami. Nord Stream 1 i 2 to miały być projekty służące rozbijaniu jedności Zachodu. W tę rosyjską pułapkę dał się złapać rząd Niemiec, teraz wpada w nią administracja Joe Bidena”.
Przeczytaj: Zbigniew Rau: Amerykanie nie znaleźli dla nas czasu
Biały Dom z tej drogi zawrócić już jednak nie zamierza. Po sobotniej rozmowie z Bidenem Merkel mówiła o „bardzo konstruktywnej dyskusji" z amerykańskim przywódcą. To radykalnie odmienna ocena wobec napiętych relacji, jakie kanclerz miała z Donaldem Trumpem.
Wątpliwe gwarancje
Biden i Merkel uznali za „rzecz niezbędną i o egzystencjalnym znaczeniu", aby utrzymać w przyszłości tranzyt przez Ukrainę rosyjskiego gazu przeznaczonego dla zachodnich odbiorów. Temu ma być poświęcona wizyta kanclerz w Białym Domu 15 lipca. Umowa o tranzycie między Kijowem i Moskwą wygasa w 2024 r. Źródła dyplomatyczne przyznają jednak „Rz", że propozycja Berlina nie jest nowa. Chodzi raczej o dostarczenie Bidenowi argumentów w starciu z Kongresem, który nadal chce wprowadzić sankcje na konsorcjum kładące rurę na dnie Bałtyku. Co prawda Władimir Putin ogłosił już, że pierwsza nitka Nord Stream 2 jest gotowa, a druga będzie dokończona w ciągu dwóch miesięcy. Pozostaje jednak certyfikacja i ubezpieczenie inwestycji, co Kongres może skutecznie utrudnić.
– Biden występuje w roli pośrednika między Berlinem a Kongresem. Uważa, że Nord Stream 2 warto złożyć na ołtarzu dobrych relacji z Niemcami – mówi „Rz" wysokiej rangi źródło w jednej z zachodnich stolic.