Internauta pisze wszystko, choć wie mało - Parafianowicz o komentarzach po wypadku na jeziorze Kisajno

Ludzie chcą wolności słowa, a nie wolności myśli. Tej nie używają.

Aktualizacja: 31.08.2019 12:35 Publikacja: 31.08.2019 07:00

Internauta pisze wszystko, choć wie mało - Parafianowicz o komentarzach po wypadku na jeziorze Kisajno

Foto: AdobeStock

Przed kilku dniami media podały informację o wypadku motorówki, do którego doszło na jednym z mazurskich jezior. Uczestniczyła w nim osoba aktywna w dziedzinie kultury i ocierająca się o świat celebrycki, a ponadto powszechnie znana ze swej zamożności, więc wielu internautów poczuło się upoważnionych do komentowania sprawy. Nie ograniczyli się, jednakże do wyrażenia nadziei pozytywnego zakończenia poszukiwań, wsparcia najbliższych zaginionego, czy np. dyskusji o standardach bezpieczeństwa w ruchu wodnym.

Czytaj także: Parafianowicz: nie zawsze wiadomo, kto wie lepiej

Komentatorzy z zaangażowaniem godnym profesjonalnego śledczego zaczęli snuć wizje przebiegu zdarzeń, koncepcje obejmujące motywacje jego uczestników, chętnie żonglowali kwestią winy, a nawet poszukiwali personaliów potencjalnych sprawców nieszczęścia.

Ich zdziwienia nie wywołała jednakże skala własnej aktywności, lecz fakt, iż niektóre portale odnoszące się do wydarzenia wyłączyły możliwość komentowania artykułów na jego temat, nie podając przyczyny.

Czasy, w których żyjemy, tj. czasy internetu, z pewnością charakteryzuje swobodna wymiana poglądów. Za sprawą mediów społecznościowych, w których każdy jest twórcą treści, niezależnie od tego, czy sprowadza się ona do publikowania zdjęć, postów czy komentarzy, niemal każda z osób, która ma podłączenie do sieci, choćby działająca w oderwaniu od faktów, nieposiadająca wiedzy na dany temat, a nawet taka, która z trudem formułuje myśli, czuje się legitymowana do wyrażenia swojego poglądu.

Wszyscy zdają się mieć pewność, iż tzw. wolność słowa obejmuje uprawnienie do powiedzenia wszystkiego, w każdej materii, na każdy temat i o każdym. „Nie krytykuję, ale...", „nie to, żebym miał coś przeciwko, ale...", „to nie moja sprawa, ale..." – to słowa, od których często zaczynane są wpisy. „Cenzura!", „żądam możliwości komentowania!", „na jakiej podstawie blokujecie wpisy?" – to zaś częste reakcje na aktywność redakcji, gdy detektywistyczna żyłka czytelników wymyka się spod kontroli.

Nie sposób nie dostrzec (piszę to także jako osoba moderująca wpisami w Pokoju Adwokackim i będąca niekiedy adresatem komentarzy), że w obecnej rzeczywistości przed sformułowaniem przez internautów żądania przywrócenia, umożliwienia lub nieblokowania „wolności słowa" należałoby często postawić skrót „tzw.". To rzecz jasna prawo do publicznego wyrażania własnych poglądów, a zarazem norma w cywilizowanym społeczeństwie.

„Tak zwana wolność słowa", to tymczasem, w praktyce wielu osób, nic innego jak przypisane sobie samemu uprawnienie do powiedzenia lub napisania czegokolwiek, także głupoty lub niegodziwości, które mogą zranić innego człowieka i naruszyć jego poczucie godności. To swobodnie nadane sobie prawo nie tyle do wyrażania opinii o cudzych poglądach, przekonaniach czy zachowaniach, ile do nazywania drugiego człowieka kompletnym idiotą, półmózgiem, lub ćwierćinteligentem.

„Tak zwana wolność słowa" to także poczucie, że można publicznie czynić rozważania o cudzych sprawach intymnych, majątku, szczęściu lub jego braku, bądź budowania teorii na temat spraw, o których komentujący zwykle nie mają nawet śladowego pojęcia.

Zasady demokracji w sposób szczególny skłaniają do celebrowania wolności słowa, za sprawą której możliwa jest krytyka władzy, piętnowanie działań urzędów czy realizacja społecznej kontroli rządzących i w tym znaczeniu niedopuszczalne jest ograniczanie obywateli.

Reguły międzyludzkiej solidarności, empatia i przyzwoitość zdają się tymczasem wołać o poszanowanie drugiego człowieka, dopuszczając krytykę jego działań, o nienaruszanie godności innych ludzi, nie stojąc na przeszkodzie piętnowaniu ich postaw, o podnoszenie standardów dyskusji bez uszczerbku dla niej samej.

Zachłyśnięci możliwością wyrażenia poglądu na każdy temat, potwierdzamy zbyt często, że rację miał duński filozof Soren Kierkegaard, twierdząc, że ludzie domagają się wolności słowa jako rekompensaty za wolność myślenia, której rzadko używają.

Niestety, ze szkodą dla innych.

Autorka jest adwokatem, założycielką prawniczego bloga www.pokojadwokacki.pl

Przed kilku dniami media podały informację o wypadku motorówki, do którego doszło na jednym z mazurskich jezior. Uczestniczyła w nim osoba aktywna w dziedzinie kultury i ocierająca się o świat celebrycki, a ponadto powszechnie znana ze swej zamożności, więc wielu internautów poczuło się upoważnionych do komentowania sprawy. Nie ograniczyli się, jednakże do wyrażenia nadziei pozytywnego zakończenia poszukiwań, wsparcia najbliższych zaginionego, czy np. dyskusji o standardach bezpieczeństwa w ruchu wodnym.

Pozostało 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Sądy i trybunały
Rosati: Manowska blokuje posiedzenie Trybunału Stanu
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Nieruchomości
Trybunał: nabyli działkę bez zgody ministra, umowa nieważna
Sądy i trybunały
Jest nowy prezes sądu w Olsztynie. W miejsce Macieja Nawackiego
Prawnicy
Prokurator Ewa Wrzosek: Nie popełniłam żadnego przestępstwa
Prawnicy
Rzecznik dyscyplinarny adwokatów przegrał w sprawie zgubionego pendrive'a