Niezbyt korzystnie rysują się też perspektywy dochodów zasilających kasę państwa. – Wszystko zależy od kondycji gospodarki i rynku pracy. Trwa walka, by utrzymać liczbę pracujących, nie dopuścić do wzrostu bezrobocia – zauważa Sonia Buchholtz, główna ekonomistka Konfederacji Lewiatan. – Tymczasem już wiemy, że do połowy stycznia ma być zamknięta spora część usług, nie wiadomo, jak długo dochodzić będzie do siebie cała turystyka, gastronomia czy tzw. branża spotkań i wydarzeń. Choć te branże nie mają przeważającego udziału w polskim PKB, to być może skazane są na dłuższy niebyt, co ma wpływ na przychody finansów państwa – wyjaśnia ekspertka.
Dodatkowo nie do końca wiadomo, jaki wpływ na kondycję polskich firm będzie miał brexit, a także nowe obciążenia nakładane na przedsiębiorców, takie jak podwyżka płacy minimalnej czy nowe podatki i daniny publiczne.
W tej sytuacji trudno oczekiwać, by finanse publiczne mogły pochwalić się jakimiś świetnymi wynikami. Zresztą rząd to w pewnym sensie przewiduje, bo wedle jego prognoz deficyt sektora general government (według metodologii unijnej) ma sięgnąć 8 proc., co byłoby tylko niewielką poprawą wobec planowanych 12 proc. PKB na ten rok. Z kolei zadłużenie państwa ma wzrosnąć do 64,1 proc. PKB z 61,9 proc. w 2020 r.
– Ponieważ nikt nie przewiduje recesji w przyszłym roku, można oczekiwać nieco lepszej kondycji finansów publicznych niż w 2020 r. – komentuje Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu. – Wciąż jednak pozostaniemy w czerwonej strefie alarmowej, bo poziomy, jeśli chodzi o deficyt i zadłużenie, pozostaną rekordowo wysokie, przekraczające dopuszczalne limity – zaznacza.
Po części jest to uzasadnione ze względu na konieczną interwencję państwa na kryzys pandemiczny, co się dzieje w całej Europie. Ekonomiści wskazują jednak, że w Polsce zaskakujący jednak może być brak jakichkolwiek oszczędności po stronie wydatków budżetowych. – Nie chodzi przy tym o radykalne cięcia, ale o racjonalizację wydatków, takich np. jak na 13. i 14. emeryturę, optymalizacje programów społecznych pod względem ich celowości. Wcześniej czy później moim zdaniem od 2022 r. trzeba będzie zacząć proces zacieśnienia fiskalnego, by dostosować zadłużenie i deficyt do akceptowalnych poziomów. Ale po stronie rządu nie widać żadnych przymiarek w tym kierunku – zauważa Jankowiak.
– Rok 2021 też będzie rokiem kryzysowym, a w takiej sytuacji nie można rozpoczynać konsolidacji finansów publicznych – zaznacza też Sławomir Dudek. – Ale ten proces trzeba już teraz zaplanować i dokładnie przygotować. Tymczasem zamiary rządu w tym zakresie trudno odszyfrować. Z jednej strony politycy podkreślają, że 2021 r. to nie czas na zacieśnienie, z drugiej nie chcą zrezygnować z nowych podatków, choć będzie to duże obciążenie dla gospodarki. Mam wrażenie, że rząd znalazł się w pewnej pułapce. Im dłużej będzie zwlekał z ogłoszeniem planów niepopularnych przecież decyzji, tym bliżej będzie do wyborów w 2023 r., a okres przedwyborczy praktycznie uniemożliwia ruchy konsolidacyjne. Zobaczymy, jak wyjdzie z tej pułapki – zastanawia się Dudek.